- Jedyna droga do demokratycznego i bezpiecznego Izraela wiedzie przez wolną Palestynę – mówił Barack Obama. Odpowiedziała mu owacja na stojąco.
Podczas konferencji prasowych z politykami izraelskimi i palestyńskimi prezydent Obama nie używał tak zdecydowanych słów jak w czasie przemówienia do przeszło półtora tysiąca studentów. – Rozumiem, dlaczego Izrael chce pokoju, i rozumiem, dlaczego tak wielu Izraelczyków – możliwe nawet, że większość na tej sali – jest tak zniechęconych wysiłkami, by go osiągnąć – powiedział prezydent USA i przekonywał, że pokój nie tylko jest możliwy, ale też Izrael powinien go negocjować z obecnym prezydentem i premierem Autonomii Palestyńskiej.
Studenci nie zawsze reagowali entuzjastycznie. Mimo wyraźnych pauz podczas przemówienia cisza była reakcją na słowa, że Izrael powinien pojednać się z sąsiadami, „popatrzeć na świat ich oczami”. Barack Obama musiał mieć świadomość, że jego przemówienie w Jerozolimie będzie porównywane do tego z 2009 r. w Kairze. Uważane jest za historyczne, bo miało stanowić nowe otwarcie Ameryki ze światem arabskim.
Obama mówił m.in. o potrzebie ustanowienia niepodległej Palestyny. Arabowie wypominają mu jednak, że w czasie pierwszej kadencji nie zrobił praktycznie nic, by przełamać impas w rozmowach pokojowych.
Obama na rozmowy do Izraela nie przywiózł żadnych propozycji rozwiązań. Miał jedynie – jak deklarował Biały Dom – „wsłuchiwać się” w argumenty stron konfliktu.
W przemówieniu w 2009 r. Obama podkreślał, iż USA nie akceptują budowy osiedli żydowskich na ziemiach zajętych w 1967 r. W rozmowach z Beniaminem Netanjahu na początku swej pierwszej kadencji prezydent USA otwarcie wzywał Izrael do zamrożenia działalności osiedleńczej.