Reklama
Rozwiń
Reklama

Kai-Olaf Lang o stosunkach z Polską: Po stronie Niemiec panuje poczucie bezradności

Polska prowadzi wobec Niemiec politykę z zaciągniętym hamulcem ręcznym – mówi „Rzeczpospolitej” Kai-Olaf Lang z Fundacji Wissenschaft und Politik.

Publikacja: 15.11.2025 13:23

Kai-Olaf Lang o stosunkach z Polską: Po stronie Niemiec panuje poczucie bezradności

Foto: Adobe Stock

List biskupów polskich do niemieckich z 1965 r. otworzył nową epokę w relacjach obu krajów. Czy jest dzisiaj potrzeba podobnego kroku?

List był wyjątkowy i odważny. Otworzył drogę, którą społeczeństwa i politycy mogli podążyć dopiero znacznie później. Dokument mógł wywołać określone skutki właśnie dlatego, że został sformułowany w konkretnym momencie historycznym i, pomimo pewnych oporów, zawierał dalekosiężną propozycję opartą na nadziei, poprzez przebaczenie i wspólną refleksję. Pytanie brzmi oczywiście, kto obecnie miałby autorytet moralny i wagę społeczną, by formułować takie propozycje. I czy dziś nadal można być tak rewolucyjnym, jak biskupi wówczas. Być może dziś obie strony musiałyby najpierw wypowiedzieć proste zdanie: „Szanujemy was i prosimy o wasz szacunek!”.

Reklama
Reklama

Jak ocenia pan stosunki dwustronne z niemieckiej perspektywy?

Po stronie niemieckiej panuje poczucie bezradności. Wielkie nadzieje na nowy początek po ostatnich wyborach parlamentarnych w Polsce nie spełniły się. Stało się jasne, że obecny rząd polski nie jest bynajmniej „elastyczny” ani ustępliwy w stosunkach z Niemcami, ani wobec UE. Wynika to nie tylko z przyczyn taktycznych, będących skutkiem nacisku ze strony narodowo-konserwatywnej opozycji, ale również z faktu, że rząd Tuska prowadzi zdecydowanie twardą linię w wielu ważnych obszarach – od polityki bezpieczeństwa przez politykę klimatyczną po migrację.

Z niemieckiej perspektywy wynik polskich wyborów prezydenckich umocnił wrażenie, że wewnętrzne uwarunkowania w polityce Polski wobec Niemiec będą się zaostrzać

Kai-Olaf Lang, Fundacja Wissenschaft und Politik

Z niemieckiej perspektywy wynik polskich wyborów prezydenckich umocnił wrażenie, że wewnętrzne uwarunkowania w polityce Polski wobec Niemiec będą się zaostrzać. Wygląda to tak, jak gdyby Polska prowadziła wobec Niemiec politykę z zaciągniętym hamulcem ręcznym. I to w czasie, gdy Niemcy szukają partnerów w Europie, w sytuacji, gdy wielu długoletnich lub potencjalnych partnerów Niemiec jest zajętych własnymi sprawami wewnętrznymi. Francja jest tu widocznym przykładem. Niemcy z trudem realizują zapowiadaną politykę otwarcia na Polskę. Na przykład w kwestiach polityki bezpieczeństwa Europy Berlin zorientował się mocno na Wielką Brytanię i Francję.

Czego konkretnie oczekuje Berlin od Warszawy?

Uważam, że nadrzędnym celem jest wypracowanie wspólnej strategicznej perspektywy dla Europy, pomimo licznych napięć. Wymaga to oczywiście współpracy obu stron. Istnieje wiele potencjalnych projektów, co niewątpliwie ponownie zobaczymy podczas nadchodzących konsultacji rządowych. Pozostaje jednak pytanie, czy oba kraje na nowo odkryją w sobie większą zdolność do współpracy i wolę wspólnego działania – swego rodzaju Team Spirit. Sądzę, że na tym tle ciekawe mogą być dwie zasadnicze myśli: po pierwsze, niemiecko-polskie partnerstwo na rzecz bezpieczeństwa o euroatlantyckim fundamencie; a po drugie, sojusz na rzecz konkurencyjności w ramach UE. Oba z pewnością będą musiały zostać rozwinięte we współpracy z innymi partnerami, ale oba kraje mogłyby wnieść znaczący impuls.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Odwaga pojednania. Nieznany głos abp. Kominka

Polscy biskupi kierowali się przed laty potrzebą pojednania. Czy po 60 latach można mówić, że proces nadal trwa?

Kwestie związane z Rzeszą Niemiecką i winą Niemiec ponownie zajęły w ostatnich latach ważne, choć często konfliktogenne, miejsce w stosunkach dwustronnych. Nastąpiła swego rodzaju rehistoryzacja stosunków. W tym kontekście pojednanie jest na nowo dyskutowane, niekiedy kontrowersyjnie.

Ma pan na myśli Polskę?

W Polsce środowisko narodowo-konserwatywne kwestionuje paradygmat pojednania. Paradygmat ten kojarzy się im z latami 90. XX w. i okresem liberalnego, „służalczego” pojednania z Niemcami, jako swego rodzaju odpowiednik koncepcji „wspólnoty interesów”, która w tych środowiskach jest postrzegana jako lekceważenie interesów narodowych Polski. Postuluje się więc, a nawet wręcz inicjuje, zmianę polityki historycznej. W tym kontekście pojednanie jest powiązane z warunkiem materialnych reparacji za polskie cierpienia. To wszystko wywołało w Niemczech dwojaką reakcję. Kwestionowanie przez silny obóz polityczny w Polsce dotychczasowej wspólnej polityki pojednania spotkało się w Niemczech z przekonaniem o potrzebie kontynuacji dotychczasowej polityki gestów oraz rytuałów, ale też z chęcią otworzenia się na nowe projekty, jak miejsce pamięci polskich ofiar III Rzeszy w Berlinie. Powstała konsternacja wraz z pojawieniem się kwestii reparacji.

Jaka jest reakcja w Niemczech na oskarżenia opozycji w Polsce o to, że Niemcy i Francuzi chcą pozbawić Polskę państwowości?

Myślę, że takie stwierdzenia są postrzegane jako kolejne potwierdzenie, że suwerenistyczne skrzydło sceny politycznej w Polsce nadal zakłada, że Niemcy – a nawet Francja – nie są życzliwymi partnerami, lecz krajami o wrogich hegemonicznych ambicjach. Oznacza to również, że należy powstrzymywać takie państwa, a nie z nimi współpracować. Tymczasem w dzisiejszych czasach można by się raczej spodziewać zagrożeń ze strony Rosji. Dla Niemiec oznacza to, że jeśli dojdzie do kolejnej zmiany rządu w Polsce, ta perspektywa zdominuje politykę wobec Niemiec.

Czytaj więcej

Nawrocki o reparacjach: Niemcy mogą je spłacać budując siłę Wojska Polskiego
Reklama
Reklama

Berlin konsekwentnie i zdecydowanie odrzuca wszelkie polskie żądania reparacyjne i odszkodowawcze. Czy może być mowa o jakiejś formie kompromisu, np. w procesie pomocy dla Ukrainy? Albo co najmniej pieniądze dla najstarszych ofiar III Rzeszy?

Z prawnego punktu widzenia dla Berlina sytuacja w kwestii roszczeń reparacyjnych jest jasna i się nie zmieni. Jednakże istnieje z pewnością wola osiągnięcia porozumienia w sprawie materialnego wyrównania zdarzeń z przeszłości. Osobiście uważam, że problematyczne jest łączenie kwestii historycznych z obecną polityką bezpieczeństwa, taką jak pomoc dla Ukrainy lub dla polskiej armii. Solidarność z Ukrainą lub wsparcie dla Polski nie powinny wynikać z uwarunkowań historycznych, lecz geopolitycznych i interesów narodowych.

Z prawnego punktu widzenia dla Berlina sytuacja w kwestii roszczeń reparacyjnych jest jasna i się nie zmieni. Jednakże istnieje z pewnością wola osiągnięcia porozumienia w sprawie materialnego wyrównania zdarzeń z przeszłości

Kai-Olaf Lang, Fundacja Wissenschaft und Politik

Jeśli chodzi o pomoc dla ocalałych ofiar III Rzeszy, postęp jest z pewnością możliwy. Takie pomysły wielokrotnie podnoszono. Ostatnie konsultacje rządowe pokazały natomiast, jak trudne jest to zadanie, ponieważ sama kwestia wysokości odszkodowań uniemożliwiała kompromis. Dla Niemiec kluczowe byłoby, aby wraz z takim tzw. gestem humanitarnym sprawa świadczeń finansowych związanych z II wojną światową została ostatecznie zamknięta. Oznaczałoby to jednak również, że taki kompromis musiałby zostać zaakceptowany w Polsce przez wszystkie strony sceny politycznej.

Czy powstanie w Berlinie pomnika polskich ofiar III Rzeszy może złagodzić wzajemne relacje?

Oczywiście, byłby to ważny kamień milowy. Ale myli się ten, kto uważa, że stan stosunków niemiecko-polskich zależy od jednego projektu, jakkolwiek ważnego. Z pewnością będzie to ważny punkt orientacyjny, który zostanie doceniony w Polsce. W Polsce jednak będą toczyć się dyskusje o zbyt powolnej realizacji projektu w Niemczech, o tym, że wszystko trwa zbyt długo.

Czytaj więcej

„Kamień Pamięci dla Polski” w Berlinie – niedokończony i bez jasnego przekazu

Strona narodowo-konserwatywna będzie argumentować, że Niemcy podjęły się takiego projektu dopiero wtedy, gdy Polska zaczęła bardziej zdecydowanie poruszać kwestie związane z II wojną światową. I prawdopodobnie uznają taki pomnik za częściowy sukces i przejściowy krok w kierunku stawiania materialnych żądań. W końcu Niemcy pokazałyby, że Polska zajmuje należne jej miejsce w niemieckiej pamięci zbiorowej, która również ewoluuje.

Reklama
Reklama
Rozmówca

Kai-Olaf Lang

Doktor nauk politycznych, członek grupy badawczej ds. europejskich w Stiftung Wissenschaft und Politik w Berlinie. Zajmuje się państwami bałtyckimi, Europą Środkową i Wschodnią oraz polityką Unii Europejskiej

List biskupów polskich do niemieckich z 1965 r. otworzył nową epokę w relacjach obu krajów. Czy jest dzisiaj potrzeba podobnego kroku?

List był wyjątkowy i odważny. Otworzył drogę, którą społeczeństwa i politycy mogli podążyć dopiero znacznie później. Dokument mógł wywołać określone skutki właśnie dlatego, że został sformułowany w konkretnym momencie historycznym i, pomimo pewnych oporów, zawierał dalekosiężną propozycję opartą na nadziei, poprzez przebaczenie i wspólną refleksję. Pytanie brzmi oczywiście, kto obecnie miałby autorytet moralny i wagę społeczną, by formułować takie propozycje. I czy dziś nadal można być tak rewolucyjnym, jak biskupi wówczas. Być może dziś obie strony musiałyby najpierw wypowiedzieć proste zdanie: „Szanujemy was i prosimy o wasz szacunek!”.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Polityka
Donald Trump zażąda od BBC gigantycznego odszkodowania? Mowa o miliardach dolarów
Polityka
Donald Trump znów chwali Karola Nawrockiego. „Fantastyczny”
Polityka
Amerykanie pokazują żółtą kartkę Trumpowi. Chodzi o ataki na łodzie z narkotykami
Polityka
Reżim Wenezueli w strachu. Czy dojdzie do interwencji USA?
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Polityka
Zalecenie Marka Rubio: Wiza do USA nie dla otyłych
Materiał Promocyjny
eSIM w podróży: łatwy dostęp do internetu za granicą, bez opłat roamingowych
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama