Korespondencja z Nowego Jorku
W wyniku wielkiej eksplozji w fabryce nawozów sztucznych w Teksasie zginęło 5–15 osób, a 160 odniosło obrażenia. Wybuch w małym West, położonym zaledwie 30 kilometrów na północ od teksaskiego Waco, wygląda na zwykły wypadek, choć prowadzący śledztwo nie wykluczają także wątku kryminalnego. Pierwsze doniesienia z miejsca wypadku były jeszcze bardziej niepokojące. Obawiano się bowiem, że wybuch może mieć coś wspólnego z przypadającą 18 kwietnia 30. rocznicą pacyfikacji przez służby federalne siedziby sekty Gałąź Dawidowa w pobliżu Waco. Tę operację wielu prawicowych ekstremistów uważa za jeden z najjaskrawszych przypadków nadużycia władzy przez rząd w Waszyngtonie.
Jak bomba atomowa
Śledztwo w sprawie ustalenia przyczyn katastrofy prowadzą nie tylko lokalne władze, ale także agenci federalnego Chemical Safety Board, monitorującego bezpieczeństwo zakładów chemicznych w USA. Eksplozja w West była tak silna, że sejsmografy odnotowały trzęsienie ziemi o sile 2,1 pkt w skali Richtera. Wstrząs odczuwano nawet 80 kilometrów od miejsca wybuchu. Kamery zarejestrowały ogromną kulę ognia unoszącą się nad fabryką, a potem morze płomieni. Siła podmuchu zniszczyła lub uszkodziła kilkadziesiąt domów. „To było jak wybuch bomby atomowej" – powiedział burmistrz miasteczka Tommy Muska. Rodzaj wybuchu nasunął wielu świadkom skojarzenia z innym zamachem terrorystycznym, który miał miejsce niemal dokładnie 18 lat temu – w Oklahoma City, do którego główny sprawca Timothy McVeigh użył podobnych materiałów opartych na nawozach sztucznych.
Akcję ratowniczą w Teksasie utrudniał w czwartek rano przechodzący nad tą częścią stanu bardzo silny front burzowy połączony ze spadkiem temperatury. Miał on jednak i pozytywne konsekwencje, bo deszcz ograniczył przedostawanie się do atmosfery szkodliwych substancji wydobywających się ze zgliszczy. To właśnie unoszące się w powietrzu opary amoniaku były w czwartek największym zmartwieniem służb przeszukujących zgliszcza i uszkodzone domy. W czwartek rano czasu miejscowego liczbę zabitych szacowano na 5–15 osób. – Spodziewamy się, że ich liczba będzie rosła w ciągu dnia – ostrzegała lokalna policja. Tylko miejscowa straż pożarna poszukiwała w tym momencie pięciu zaginionych strażaków, którzy pierwsi dotarli na miejsce katastrofy. Wiele osób zostało uwięzionych w gruzach zniszczonych przez wybuch domów.
Obama w Bostonie
W dalekim Bostonie czwartek był dniem żałoby i wspominania ofiar zamachu na mecie maratonu. Zginęły w nim trzy osoby, a ponad 180 odniosło obrażenia.