Parlament Europejski zagłosował w ubiegłym tygodniu przeciw dołączeniu Czech do protokołu 30. traktatu lizbońskiego.
To zapis dotyczący Karty Praw Podstawowych: w żadnej mierze nie może ona tworzyć nowych praw i ograniczać suwerenności w nim wymienionych. Protokół wynegocjowali w 2007 r. ówcześni przywódcy Wielkiej Brytanii i Polski: Tony Blair i Lech Kaczyński. Dla Brytyjczyków decydujący był strach przed zwiększeniem praw związków zawodowych. Dla Polski – obawy przed narzuceniem wykładni dotyczącej moralności publicznej, prawa rodzinnego czy aborcji, a także praw osób homoseksualnych. Polacy i Brytyjczycy bali się, że zapisane w Karcie Praw Podstawowych prawa społeczne czy równościowe, czy wreszcie ochrona własności staną się punktem wyjścia dla dalej idących inicjatyw politycznych Brukseli lub też uzasadnieniem dla werdyktów unijnego sądu. Już po podpisaniu traktatu lizbońskiego wolę dołączenia do protokołu wyraził czeski prezydent Vaclav Klaus. – Dla nas kluczowa była obawa przed powrotem do kwestii dekretów Benesza, które wywłaszczały po II wojnie światowej sudeckich Niemców – mówi „Rz" Oldrich Vlasak, europoseł czeskiej ODS.
Warszawa i Londyn w czasie negocjacji wywalczyły protokół 30., który stanowi integralną część traktatu lizbońskiego. Klaus upomniał się o wyjątek dla Czech dopiero przy ratyfikacji. I dostał obietnicę dołączenia do protokołu w przyszłości.
PE zajął się sprawą dopiero teraz. Jego sprzeciw nie jest wiążący, bo decyzję podejmie Rada UE, czyli rządy państw członkowskich. Ale pokazuje, że w Unii protokół ograniczający działanie Karty Praw Podstawowych nie cieszy się uznaniem. W rezolucji PE napisano wprost: „Samo istnienie przedmiotowego protokołu wywołało niepewność prawa i polityczną dezorientację. Pod tym względem wpływa on niekorzystnie na wszystkie państwa członkowskie, a nie jedynie na Zjednoczone Królestwo, Polskę, a w przyszłości Republikę Czeską" – brzmi fragment rezolucji przygotowanej przez Andrew Duffa, brytyjskiego liberała.
Została ona przyjęta miażdżącą większością 574 głosów przy zaledwie 82 przeciw i 24 wstrzymujących się. Oznacza to nie tylko, że są oni przeciwni przyznaniu protokołu Czechom, ale także istnieniu protokołu dla Polski i Wielkiej Brytanii. Zgodnie z logiką przeciw tej rezolucji zagłosowali eurodeputowani brytyjscy. Zarówno z obecnie rządzącej, coraz bardziej eurosceptycznej Partii Konserwatywnej, jak i z Partii Pracy, której rząd protokół wynegocjował. Tymczasem w grupie polskiej przeciw rezolucji był PiS.