Jeśli wierzyć sondażom przy wyjściu z urn wyborczych, aż 55,9 proc. Ukraińców oddało swój głos na Petra Poroszenkę, siódmego najzamożniejszego oligarchy, który od początku poparł rewolucję na Majdanie. Jego najpoważniejsza rywalka, Julia Tymoszenko, musi się zadowolić zaledwie 12,9-proc. poparciem. Tego samego dnia burmistrzem Kijowa został Witalij Kliczko, sojusznik Poroszenki.
Taki wynik oznacza, że wybory prezydenckie zostały rozstrzygnięte już w pierwszej turze, a Ukraina uniknie kolejnych trzech tygodni niestabilności.
Liderka Batkiwszczyny na ostatniej prostej kampanii wyborczej próbowała zdobyć zwolenników, radykalizując swój program wyborczy. Jeszcze w niedzielę, w momencie głosowania w Dniepropietrowsku, apelowała o szybkie przystąpienie kraju do NATO, czemu Poroszenko jest przeciwny. Wyborcy najwyraźniej nie zapomnieli jednak Tymoszenko zawiedzionych nadziei po pomarańczowej rewolucji sprzed dziesięciu lat.
Nazywany czekoladowym królem Poroszenko postawił na zupełnie odmienną strategię. Objechał cały kraj, wydając na kampanię przeszło 12 mln dolarów. Ale unikał ataków personalnych na swoich konkurentów, a w szczególności na Tymoszenko. Nie chciał, aby jego zwolennicy doszli do wniosku, że przywódcy Majdanu znowu są skłóceni.
Występując w niedzielę wieczorem przed tłumem rozentuzjazmowanych zwolenników, przedstawił jednak bardzo jasny program. – 90 proc. Ukraińców poparło jednolitą Ukrainę, a nie państwo federalne. Bardzo jestem wdzięczny. To był podstawowy punkt mojego programu. 80 proc. Ukraińców poparło kurs na europejską integrację. Pierwsze kroki mojej ekipy będą zmierzały do zakończenia wojny, chaosu i przywrócenia pokoju – zapowiedział zwycięzca wyborów.