To był wyjątkowy dzień dla ukraińskiej rewolucji. Jeśli wierzyć sondażom przeprowadzonym po wyjściu z lokali wyborczych, Ukraińcy mają prezydenta, którego demokratycznej legitymizacji Kreml podważyć już nie zdoła. 53,89 proc. proc. Ukraińców oddało głos na Petra Poroszenkę, siódmego najbogatszego przedsiębiorcę, który od początku popierał rewolucję na Majdanie. Taki wniosek płynie z cząstkowych wyników po podliczeniu 75,08 proc. protokołów wyborczych w wersji elektronicznej - podała Centralna Komisja Wyborcza. Drugie miejsce zajmuje była premier Julia Tymoszenko, którą poparło 31,13 proc. wyborców.
Tak zdecydowane zwycięstwo oznacza, że na Ukrainie nie będzie trzeba przeprowadzać drugiej tury wyborów. Kraj uniknie kolejnych trzech tygodni niestabilności, a być może nawet wojny domowej. Ma też lidera, wokół którego może zjednoczyć się naród dla przeprowadzenia trudnych reform gospodarczych i odbudowy struktur państwa.
Ale jest też druga dobra wiadomość dla naszego sąsiada. Poza okupowanym przez Rosję Krymem i pozostającym w znacznej części pod kontrolą separatystów Donbasem wybory udało się przeprowadzić bez większych zakłóceń. – To wielkie osiągnięcie – przyznaje „Rz" rzecznik misji OBWE Thomas Rymer. Organizacja wysłała na Ukrainę prawie tysiąc obserwatorów, najwięcej w swojej historii.
Jeszcze dwa tygodnie temu Władimir Putin liczył, że rosyjscy separatyści przejmą kontrolę nie tylko nad obwodami donieckim i ługańskim, ale także nad całą południową Ukrainą aż po Odessę i Naddniestrze.
– Projekt „Noworosja" poniósł całkowitą klęskę – mówi „Rz" Ołeh Rybaczuk, wicepremier w rządzie Julii Tymoszenko. Choć do wyborów nie mogło pójść ponad 5 milionów uprawnionych na Krymie i w Donbasie, już do 17 w głosowaniu wzięła udział przeszło połowa uprawnionych.