55. rocznica urodzin Włodzimierza Smolarka

16 lipca 55 lat skończyłby Włodzimierz Smolarek, uczestnik dwóch mundiali, ulubieniec Łodzi i Rotterdamu. Zmarł w marcu bieżącego roku

Publikacja: 16.07.2012 01:01

Włodzimierz Smolarek (1957 – 2012), 60-krotny reprezentant Polski, uczestnik mundiali w Hiszpanii i

Włodzimierz Smolarek (1957 – 2012), 60-krotny reprezentant Polski, uczestnik mundiali w Hiszpanii i Meksyku. Mistrz Polski z Widzewem, gracz Eintrachtu Frankfurt, Legii, Feyenoordu i FC Utrecht

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Gdy grał, wydawał się okazem zdrowia, biegał z takim samym zapałem w pierwszej minucie meczu, jak i w ostatniej. Właśnie dzięki temu był jednym z najbardziej lubianych polskich piłkarzy lat 80. Gdy grać przestał, też nie wyglądał na człowieka, który chorowałby na cokolwiek. Włodzimierz Smolarek zmarł w nocy, we śnie, w swoim rodzinnym domu w Aleksandrowie Łódzkim. Przyczyna śmierci jeszcze nie jest znana.

Znany łódzki dziennikarz Bogusław Kukuć mówił, że „Smolarek to jest zawodnik, który dla Widzewa gotów jest włożyć nogę pod tramwaj". Widzew był najlepszą polską drużyną przełomu lat 70. i 80., zdobył wtedy dwa razy z rzędu mistrzostwo kraju, a jego gra w rozgrywkach europejskich rozpalała całą Polskę.

Łodzianie słynęli wówczas z tzw. widzewskiego charakteru. Jego wyrazem była walka do końca, nawet w sytuacjach beznadziejnych i bez respektu dla znacznie bardziej znanych przeciwników. Synonimami takiej gry byli przede wszystkim dwaj piłkarze: Zbigniew Boniek w środku pola i Włodzimierz Smolarek w ataku. A kiedy po mistrzostwach świata w Hiszpanii (1982) Boniek odszedł do Juventusu Turyn, Widzew nie tylko nie odczuł tej straty, ale osiągnął swój największy sukces: awans do półfinału rozgrywek o Puchar Mistrzów. Wtedy jego największą gwiazdą był właśnie Smolarek, mający za partnerów m.in. Józefa Młynarczyka, Romana Wójcickiego, Krzysztofa Surlita, Mirosława Tłokińskiego, Wiesława Wragę czy Zdzisława Rozborskiego.

Kask z Liverpoolu

Widzew jeszcze z Bońkiem i Smolarkiem wyeliminował m.in. Manchester Utd. i Juventus, a bez Bońka – Liverpool. W Łodzi Anglicy przegrali 0:2, na Anfield Road dopiero w ostatniej minucie strzelili zwycięską bramkę na 3:2, która nic już im nie dała. Kiedy mecz się skończył, angielska publiczność wstała i brawami dziękowała piłkarzom za piękny mecz. Dwaj policjanci, stojący obok boiska, zdjęli z głów swoje charakterystyczne kaski i w dowód uznania przekazali je strzelcom bramek – Tłokińskiemu i Smolarkowi.

W tym momencie było wiadomo, że Smolarek długo miejsca w Łodzi nie zagrzeje. A jego zdjęcie w policyjnym kasku trafiło na okładkę kolorowego wydania magazynu „Piłka Nożna". Fotoreporter, który pojechał wówczas do Łodzi, zrobił też kilka zdjęć rodzinnych. Na trawniku piłkami bawili się dwaj mali synowie piłkarza. Starszy nazywał się Mariusz, a młodszy – Euzebiusz.

Włodzimierza Smolarka ukształtowała Legia. Przyszedł na Łazienkowską w roku 1977, jako 20-letni żołnierz z poboru, rezerwowy w Widzewie. W Legii grali jeszcze m.in. Kazimierz Deyna, Leszek Ćmikiewicz, Marek Kusto, a trenerami byli Andrzej Strejlau i Lucjan Brychczy. I chociaż Smolarek specjalnie się nie nagrał, to miał się od kogo uczyć. Ostatnią bramkę w barwach Legii strzelił po akcji z Deyną, który właśnie pakował się przed wyjazdem do Manchesteru City.

Aby do przodu

Smolarek postanowił pozostać w stolicy jako tzw. żołnierz nadterminowy, ale wkrótce zmienił zdanie, bo zbrojący się Widzew (był rok 1979) obiecał mu złote góry. W rezultacie trafił do jednostki wojskowej w Starej Miłosnej, gdzie znajdowała się siedziba sekcji jeździeckiej Legii. Stąd wzięła się plotka o tym, że kazano mu tam ścigać się z końmi, co zresztą mogło dobrze wpływać na jego szybkość i kondycję. Koledzy z Legii od razu nadali mu przezwisko Karino (był wówczas w telewizji taki serial o koniu).

W rzeczywistości nikt go do tego nie zmuszał. Jeśli biegał, to z własnej woli. – Prosiłem nawet magazynierkę Legii, panią Lucynę, o kilka piłek dla Włodka, aby mógł tam trenować. Bo że będzie z niego świetny piłkarz, nie mieliśmy wątpliwości – mówi „Rz" Andrzej Strejlau.

Smolarka najpierw pokochała Łódź, a potem cała Polska, bo dzięki niemu i Bońkowi reprezentacja Antoniego Piechniczka grywała z takim samym zębem jak Widzew.

Smolarek nie był eleganckim napastnikiem, nie miał brazylijskiej techniki, nie trafiał w okienka zza pola karnego, ale kiedy dostawał piłkę, miał przed sobą tylko jeden cel – bramkę. Trudno było go zatrzymać. Nie szukał okazji do rzutów wolnych ani karnych, popychany, kopany, przewracany, wstawał i biegł dalej. Tak strzelił dwie bramki w meczu z NRD, w Lipsku, decydującym o awansie Polski na mundial w Hiszpanii, i gola w meczu eliminacyjnym do mistrzostw Europy z Grecją.

Bez Smolarka nie byłoby trzeciego miejsca na mundialu 1982. To on strzelił pierwszą bramkę w meczu z Peru, od którego rozpoczął się marsz Polaków do brązu. To on w meczu ze Związkiem Radzieckim trzymał piłkę w narożniku boiska, nie dając Rosjanom szans na rozpoczęcie akcji, a my, przed telewizorami krzyczeliśmy z radości. Tym bardziej że na trybunach migały transparenty „Solidarności", a w kraju trwał stan wojenny. Włodek z kolegami dali nam dużo radości.

Gwiazda woli ryby

Smolarek miał 29 lat, kiedy wyjechał z Polski. Był rok 1986. Smolarkowie z dwoma synami zapakowali się w Łodzi do fiata 125p i udali się na lotnisko Okęcie. Następnym przystankiem był Frankfurt nad Menem. Euzebiusz miał 5 lat, a Mariusz 7.

Z Eintrachtem Włodek zdobył Puchar Niemiec i po dwóch latach kupił go Feyenoord, gdzie stał się ulubieńcem stadionu De Kuip, bo nie tracił kontaktu z ziemią. Przyszedł jako gwiazda, ale nie zachowywał się jak gwiazda. „Smollie", bohater, który za późno przyjechał do Holandii – pisze gazeta „Algemeen Dagblad". Holendrzy bali się, czy Smolarek nie jest wypalony, takie opinie słyszeli z Frankfurtu. A on od razu zaczął czarować. Polubił Holandię, bo go tu lubiano, szanowano jako artystę. W Niemczech, jak wspominał, za fantazję na boisku dostawał po głowie.

Już przychodząc do Feyenoordu planował, że kiedyś będzie tu szkolił trampkarzy. Uczył ich przede wszystkim techniki. Varkenoord, gdzie trenują młodzi, to był jego drugi dom. Na De Kuip zagrał ostatni mecz w kadrze, z Holandią (2:2). Miał wówczas już 35 lat.

Ferdie Vierklau, który z nim grał sześć lat w Utrechcie (Smolarek trafił tam w roku 1990), wspomina: – Był cichy i zawsze gotowy do pomocy. Mieliśmy jeden sposób gry: broniliśmy się w dziesięciu, licząc na błysk Smolarka. I prawie zawsze się udawało. Od razu zdobył popularność. Zapamiętaliśmy urodziny Smolarka. Wszyscy przynosili ser i kiełbaski, a on nalewał szampana z sokiem pomarańczowym.

Kiedy rozmawialiśmy telefonicznie lub osobiście, podczas meczów reprezentacji i Polonii, na których oglądał Ebiego, prosił, abym wywiady i teksty wysyłał jego mamie do Aleksandrowa Łódzkiego. Czytanie o synu i wnuku było dla niej największą radością.

Włodek był spokojnym człowiekiem, źle czuł się w świetle kamer. Uciekał przed tym na ryby.

Marzec 2012

Opinie:

Józef Młynarczyk, kolega z Widzewa i reprezentacji

Będę pamiętał Włodka jako bardzo dobrego kolegę. To był pogodny, uśmiechnięty facet z charakterystycznym dowcipem, którym potrafił rozładować gęstą atmosferę. Był duszą towarzystwa, nie lubił być sam, dlatego ciągle wokół niego było wiele uśmiechniętych osób. Na boisku jeden z najlepszych naszych piłkarzy w historii. Czasami, gdy nam nie wychodziło, modliliśmy się, żeby Włodek wreszcie odpalił, urwał się i obudził nas golem. Robił to w Widzewie i w reprezentacji. Nie tracił czasu. No, chyba że chciał – tak jak przeciwko ZSRR.

Lesław Ćmikiewicz, kolega z Legii

Do Legii trafił z Widzewa, bo każdy klub z ekstraklasy musiał oddać jednego zawodnika do wojska. Włodek szybko zyskał naszą sympatię, był bardzo pracowity. Pierwszy do walki, biegania, szalenie ambitny. Słynął ze świetnej wydolności, a Legii takiego właśnie zawodnika było trzeba. Włodka wszyscy lubili także poza boiskiem. Umiał żyć w grupie, dobry kolega od wszystkiego. Szybko trafił do wiodącej grupy piłkarzy. Oczywiście kibice zapamiętają go z utrzymywania piłki w narożniku, ale przecież on tego nie wymyślił.

Grzegorz Lato, prezes PZPN

Z wielkim szacunkiem odnosił się do ludzi, dlatego wszędzie miał przyjaciół. Wytwarzał wokół siebie dobry klimat. Przez ostatnie trzy i pół roku Włodek pracował u mnie w PZPN. Wiele osób miało do mnie pretensje, że go zatrudniłem, ale nigdy nie zapominam o ludziach, którym się coś zawdzięcza. Odnosiliśmy wspólnie sukcesy, ja schodziłem ze sceny, on na nią wchodził. Wielka charyzma na boisku, charakter do gry. Zawsze można było na niego liczyć, nie poddawał się, walczył z przeciwnościami losu, ale za wcześnie przegrał najważniejszą walkę.

—zebrał koło

Zbigniew Boniek, kolega z Widzewa i reprezentacji

Był dobrym człowiekiem, trochę małomównym, ale o wielkim sercu. Tworzyliśmy zgrany duet, przez kilka lat graliśmy razem w Widzewie Łódź, kiedy to pojawiło się nawet takie określenie „widzewski charakter" i myślę, że właśnie Włodek na nie szczególnie zapracował. W moich oczach zawsze był chodzącym okazem zdrowia. Kiedy nagle widzi się w czarnych ramkach zdjęcie kolegi i informację o jego śmierci, w głowie pojawiają się dziwne myśli, z którymi trudno się uporać.

—pap

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

Gdy grał, wydawał się okazem zdrowia, biegał z takim samym zapałem w pierwszej minucie meczu, jak i w ostatniej. Właśnie dzięki temu był jednym z najbardziej lubianych polskich piłkarzy lat 80. Gdy grać przestał, też nie wyglądał na człowieka, który chorowałby na cokolwiek. Włodzimierz Smolarek zmarł w nocy, we śnie, w swoim rodzinnym domu w Aleksandrowie Łódzkim. Przyczyna śmierci jeszcze nie jest znana.

Pozostało 95% artykułu
Sport
Czy Witold Bańka krył doping chińskich gwiazd? Walka o władzę i pieniądze w tle
Sport
Chińscy pływacy na dopingu. W tle walka o stanowisko Witolda Bańki
Sport
Paryż 2024. Dlaczego Adidas i BIZUU ubiorą polskich olimpijczyków
sport i polityka
Wybory samorządowe. Jak kibice piłkarscy wybierają prezydentów miast
Sport
Paryż 2024. Agenci czy bezdomni? Rosjanie toczą olimpijską wojnę domową