Z kolei wśród tych, którzy spodziewają się wcześniejszych wyborów, prym wiodą osoby nieco młodsze, w wieku 30–39 lat. Niemal co trzeci tak odpowiadający ankietowany to mieszkaniec metropolii. 29 proc. tych respondentów ma dyplom ukończenia studiów.
Nie jest zaskoczeniem, że aż 75 proc. osób wierzących w czteroletnią kadencję obecnego Sejmu to wyborcy Prawa i Sprawiedliwości. Wśród popierających partię Jarosława Kaczyńskiego zaledwie 6 proc. uważa, że może dojść do przedterminowych wyborów. Zdania w tej sprawie nie ma 19 proc. ankietowanych.
Z kolei wśród osób głosujących na Konfederację, której po raz pierwszy udało się wejść do Sejmu, aż 62 proc. ankietowanych uważa, że obecny Sejm będzie działać przez pełne cztery lata.
Z drugiej jednak strony zauważalny jest wysoki odsetek – 48 proc. – zwolenników Koalicji Obywatelskiej, którzy nie liczą na wcześniejsze wybory. A 32 proc. podejrzewa, że do wyborów może dojść nieco wcześniej.
Wśród tych, którzy myślą, że dojdzie do skrócenia kadencji, najwięcej jest wyborców Lewicy – 42 proc.
Jak interpretować te wyniki? – Według mnie to znaczy, że większość obywateli, w tym także ci odlegli w swoich sympatiach od PiS lub wręcz wyborcy, którzy nie są zwolennikami partii rządzącej, uznali stan sprawowania władzy przez partię Jarosława Kaczyńskiego za stan normy. A to dowód na to, że strategia opozycji, przedstawianie tych rządów jako nienormalnego epizodu, poniosła fiasko. To też koniec stereotypu, rodem z lat 90., o prawicy wiecznie skłóconej i nieodpowiedzialnej – uważa prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Ekspert dodaje również, że choć nie jest to sondaż preferencji partyjnych, to te 60 proc. niewierzących we wcześniejsze wybory musi wpłynąć na strategię opozycji. – Opozycja jednym ciosem PiS nie powali – tłumaczy Chwedoruk.