[i]Korespondencja ze Sztokholmu [/i]
Dotychczas dyrektorzy i rektorzy mogli zwrócić nauczycielce uwagę i zabronić jej zakrywania twarzy, jeśli „miało to negatywny wpływ na nauczanie”. Minister chce zaostrzyć przepisy. Zamierza zakazać zarówno uczennicom, jak i nauczycielkom noszenia zakrywających twarz burek i nikabów. Argumentuje, że proces nauczania, polegający na komunikacji między ludźmi, nie przebiega normalnie, jeśli uczennice i nauczycielki mają zasłonięte twarze. Sprawa ta od dawna jest tematem żywych dyskusji w Szwecji, gdzie mieszkają setki tysięcy muzułmanów.
Wystąpienie ministra z mieszanymi uczuciami odebrało nawet jego własne ugrupowanie. Mikael Trolin odpowiedzialny w partii liberałów za kwestie pluralizmu uważa, że specjalne ustawodawstwo w tej sprawie i traktowanie jej jako poważnego problemu byłoby strzelaniem z armaty do wróbli. – Chodzi o dwie uczennice w burce – wyjaśniał w programie szwedzkiego radia. Wniosek ministra powinien zostać według niego wycofany. Podobnego zdania są socjaldemokraci. Podkreślają, że w Szwecji konflikty z powodu burek zdarzają się sporadycznie.
Głośny był przypadek uczennicy, która w ubiegłym roku chodziła do szkoły dla dorosłych kształcących opiekunki do dzieci. Nosiła nikab w klasie, co nie spodobało się dyrektorowi. Upomniana muzułmanka zgłosiła sprawę do rzecznika ds. dyskryminacji. Nie otrzymała odpowiedzi. Sprawą zajęła się posłanka liberałów Lotta Edholm. Całemu zamieszaniu winne jest według niej nieprecyzyjne prawo.
Społeczeństwo ma w tej kwestii inne zdanie niż politycy. Badacze z Uniwersytetu w Uppsali zapytali 1000 osób, czy w szkołach i miejscach pracy należy akceptować zakrywające twarz części garderoby. Aż 88 procent ankietowanych wyraziło sprzeciw. W Szwecji eksponowanie symboli religijnych w miejscach publicznych odbierane jest bardzo negatywnie.