Reklama

Bogusław Chrabota: Historia templariuszy wciąż jest aktualna

O świcie 13 października 1307 roku, a więc dokładnie 718 lat temu do wrót licznych we Francji komandorii Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona zwanych templariuszami załomotali wysłani przez króla strażnicy. Rycerzom zakładali kajdany i wywlekali ich do więzień.

Publikacja: 13.10.2025 13:25

Obraz przedstawiający spalenie wielkiego mistrza Templariuszy na stosie

Obraz przedstawiający spalenie wielkiego mistrza Templariuszy na stosie

Foto: AFP

Do dziś historycy zastanawiają się, czy rycerze wiedzieli o ataku i dlaczego nie podjęli zbrojnego oporu. Sprawa nie jest aż tak enigmatyczna. Najprawdopodobniej wiedzieli, musieli znać choćby w przybliżeniu datę, skoro wieczorem poprzedniego dnia flota zakonu w liczbie 18 łodzi spławiła Sekwaną w stronę morza dziesiątki skrzyń z legendarnym skarbem. Co było w skrzyniach? Możemy się tylko domyślać, że były to archiwa, relikwie, zapewne i złoto.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Upadek imperium templariuszy

Dlaczego templariusze się nie bronili?

Dlaczego się nie bronili? Z dwóch przyczyn. Zakonna reguła zakazywała walki z chrześcijanami. Ale ważniejsze było to, że templariusze we Francji nie dysponowali rycerskimi hufcami, regularną siłą zbrojną. Gotowe do wojny oddziały tworzyli w Ziemi Świętej. Proces przygotowania się do walki zajmował zawsze przynajmniej kilka dni. Inaczej król, który wydał rozkaz ich aresztowania. Zrobił to w sposób perfekcyjny; listy z nakazami aresztowań wysłał z wyprzedzeniem. Do operacji użył całych sił porządkowych, jakimi dysponowała Francja. Przeciw komandoriom o świcie 13 października ruszyły zorganizowane, zdyscyplinowane oddziały. Templariusze nie mieli szans. Podobnie jak zakon w konfrontacji z władzą monarszą. Wystarczyło pięć lat, by wskutek wygranej z papieżem zakon został rozwiązany i dodatkowe dwa lata, by jego dwaj liderzy spłonęli na stosie. Po co to było królowi? Pytamy do dzisiaj.

Dlaczego król uderzył w templariuszy?

Przyczyn było zbyt wiele, by je tu wszystkie wyliczyć. Była a i owszem pazerność króla na legendarny majątek zakonu. Był i dług, którego monarcha nie miał zamiaru spłacać. Była i obrażona ambicja Filipa Pięknego, z którego krucjatowymi planami nie zgadzał się wielki mistrz Jakub de Molay. Ale była kwestia jeszcze ważniejsza. Atak króla na zakon był czysto polityczną konfrontacją władzy świeckiej z rozrastającymi się wpływami Kościoła w jednoczonych przez króla ziemiach, które dziś nazywamy Francją. Filip Piękny tworzył nowoczesne państwo. Rozrastające się struktury zakonu na ziemiach Kapetyngów podlegały papieżowi, nie królowi. Polityczna konfrontacja konsolidującego królestwo monarchy i zależnego od papieża zakonu była nieuchronna. Król nie miał wyboru. Musiał zaatakować. Patrząc na tamte zdarzenia z dzisiejszej perspektywy widzimy klasyczny konflikt sfery świeckiej z duchowną. Pierwszą z głośnych konfrontacji. Kolejne to niemal cała historia nowożytnej Europy.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Ogień, zdrada i koniec templariuszy – nowa powieść Bogusława Chraboty

Los templariuszy jako przykład walki władzy świeckiej z duchowną

Po Filipie byli buntujący się przeciw mocy Kościoła katolickiego Husyci, reformacja, kontrreformacja, napędzana duchem oświecenia Rewolucja Francuska, przewrót bolszewicki, wojna domowa w Hiszpanii etc. Uogólniając, rozrastająca się sfera wpływu struktur religijnych musi wejść w konflikt ze świeckim państwem, ktokolwiek by nie stał na jego czele. Choćby był Filipem Pięknym, bez wątpienia oddanym Bogu chrześcijaninem, pierwszym z katolickich królów. A jednak podniósł rękę na ukochany przez papieża zakon. Wypada rozumieć jego racje, choć metody mogą nam się nie podobać.

Czy historia oddała honor templariuszom? Nie. Zakonu nigdy nie rehabilitowano. Przegrali też Kapetyngowie i ich następcy. Nigdy już nie odzyskali miana pierwszych monarchów chrześcijaństwa, a historia laicyzacji Francji, którą zapoczątkowali, doprowadziła w końcu ich potomka na szafot, a ich ojczyznę na tory świeckiego republikanizmu.

Wypada zapytać na koniec, czy cała ta historia jest aż tak trudna do zrozumienia, że kolejni hierarchowie nawet w XXI wieku zdają się jej nie rozumieć? Cóż, mogą mieć spokojną pewność, że stosów nikt dziś nie rozpali. Ale metaforyczny ogień wciąż potrafi trawić instytucje, po których popiół rozwiewa wicher dziejów. Lekcja templariuszy jest wciąż aktualna.  

Do dziś historycy zastanawiają się, czy rycerze wiedzieli o ataku i dlaczego nie podjęli zbrojnego oporu. Sprawa nie jest aż tak enigmatyczna. Najprawdopodobniej wiedzieli, musieli znać choćby w przybliżeniu datę, skoro wieczorem poprzedniego dnia flota zakonu w liczbie 18 łodzi spławiła Sekwaną w stronę morza dziesiątki skrzyń z legendarnym skarbem. Co było w skrzyniach? Możemy się tylko domyślać, że były to archiwa, relikwie, zapewne i złoto.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Pakt migracyjny to papierowy tygrys
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Donald Tusk może odebrać KO zdolność koalicyjną
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Wielka ceremonia ku czci Donalda Trumpa w Szarm el-Szejk. Bez udziału Polski
Komentarze
Stefan Szczepłek: Litwa – Polska 0:2. Polonez opus 2
Komentarze
Bogusław Chrabota: Mały jarmark patriotyczny PiS. Ale zostanie zapamiętany z innej przyczyny niż frekwencja
Reklama
Reklama