G. został przesłuchany w związanym z aferą pobocznym procesie. Na miejsce świadka nie miał daleko, bo właśnie rejestrował dla swojej stacji przebieg rozprawy. Okazało się, że osobiście miał namawiać do opowiadania przed kamerą o tym, jak płaciło się za głosy. Jeden z prawników nie wytrzymał i zapytał: – Nie czuje pan dyskomfortu, występując jednocześnie jako dziennikarz i kandydat na radnego, który tropił korupcję wyborczą swoich konkurentów? Sebastian G. odparł, że nie. Po czym wrócił za kamerę, by dalej nagrywać rozprawę.
[srodtytul]Po drugiej stronie[/srodtytul]
– To jest niedopuszczalne pomieszanie z poplątaniem – ocenia takie zaangażowanie dziennikarzy Julia Pitera, minister ds. walki z korupcją, kiedyś szefowa Transparency International Polska. – Dziennikarz sam powinien wiedzieć, czego mu nie wolno, i szanować to, że jest okiem i uchem obywatela. Bo jeśli wchodzi do polityki, staje się jej zakładnikiem.
Pitera ma żal do dziennikarskich korporacji, że nie dopilnowały przestrzegania zawodowych standardów. Ale przyznaje, że winne jest także jej środowisko. – To jednak my, politycy, pozwoliliśmy, żeby np. w radach programowych mediów publicznych zasiadali politycy.
Dr Zbigniew Sewerski, etyk z UW: – Dziennikarze imitują zwyczaje świata naszej polityki, o której wiele się da powiedzieć, ale nie to, że jest przejrzysta. Łączenie dziennikarstwa z polityką to jaskrawy przykład konfliktu interesu.
– Miałem dość bezradności – tłumaczy Watemborski. I narzeka, że interwencje i krytyka dziennikarska coraz częściej pozostawały bez echa. – Uznałem, że jako człowiek, który dobrze zna problemy miasta, zrobię więcej, będąc także tam, gdzie podejmuje się decyzje.
Nie zgadza się z zarzutami, że nadużywa zaufania słuchaczy. – Gdyby słupszczanie powiedzieli: "Watemborski, trzymaj się lepiej dziennikarstwa", toby mnie nie wybrali – wyjaśnia. – Ale wybrali.
Uważa przy tym, że jest uczciwszy od wielu kolegów po fachu, bo nie ukrywa swojego zaangażowania. – Nie trzeba być politykiem, żeby w eterze czy gazecie dawać do zrozumienia, że się lubi PiS czy PO – kwituje. Czemu nie odszedł z radia? – Niektórym się wydaje, że z diety radnego można wyżyć – mówi, ale zastrzega: – Jeśli się okaże, że łączenie funkcji dziennikarza z funkcjami w samorządzie będzie dla mnie dyskomfortem, zrezygnuję. Z mandatu czy radia? – pytam.
Watemborski: – Z mandatu. Bo radnym się bywa, a dziennikarzem się jest.