Rosjanie kupują i dają nadzieję na lepsze czasy

Otwarcie małego ruchu granicznego z obwodem kaliningradzkim spowodowało, że w biednym Braniewie zakwitł handel. Świetnie rozwija się też przemyt, ale lokalne władze liczą na poważne inwestycje

Publikacja: 09.09.2012 10:00

„Rosyjski rowerzysta był pierwszą osobą, która przejechała granicę w ramach małego ruchu granicznego" – doniosły w końcu lipca lokalne media. „To mały krok dla rowerzysty, a wielki dla ludności" – komentowali internauci. Żartowali z zadęcia władz regionu, które z pompą obwieściły wejście w życie umowy. Ale nie krytykowali. Mały ruch graniczny to coś, czego chcą w pogranicznych powiatach woj. warmińsko-mazurskiego wszyscy. Widzą w tym nadzieję na przełamanie marazmu gospodarczego i zahamowanie odpływu ludności, zwłaszcza młodzieży.

– Na razie ruch dopiero się rozkręca, ale mamy wielkie nadzieje – mówi burmistrz Braniewa Henryk Mroziński.

Powiat, którego stolicą jest Braniewo, od lat jest w niechlubnej czołówce regionów o najwyższym bezrobociu. Teraz zajmuje czwarte miejsce.

– Władze, te najwyższe, nigdy nie interesowały się jakimś Braniewem czy podobnymi miejscowościami. Granica nas ratuje – dodaje radny powiatu braniewskiego i jednocześnie animator żeglarstwa na Zalewie Wiślanym Ryszard Doda.

– Ludziom trzeba ułatwić ruch przez granicę. To jest potrzebne, ale na tym etapie sytuacja zaczyna przerastać służby polskie i rosyjskie. Mimo że jeszcze mało kto korzysta z ułatwień – uważa znawca spraw obwodu kaliningradzkiego, niezależny dziennikarz Roman Hyczko. Na przejściach granicznych już są kolejki, a wkrótce będą jeszcze dłuższe. Rosyjscy celnicy spowalniają ruch wymuszając łapówki, średnio 100 rubli od samochodu. Polscy pracują tak, jakby prowadzili strajk włoski. Robią to za przyzwoleniem zwierzchników, bo chodzi o to, aby wpuścić do Polski jak najmniej taniego, nieopodatkowanego rosyjskiego paliwa.

Upadek

Punkt wyjścia jest następujący. Polska strona, jeśli chodzi o powiaty przygraniczne, których mieszkańcy mogą korzystać z małego ruchu granicznego, to tereny nazywane popegeerowskimi. Pozbawione przemysłu i pozostające poza zasięgiem zainteresowań turystów odwiedzających Mazury i Warmię. Braniewo, miasto z 17 tys. mieszkańców, których liczba ciągle spada, w ciągu ostatnich dwudziestu lat straciło wszystkie zakłady przemysłowe. Splajtowała mleczarnia, spółka giełdowa zamknęła dwie garbarnie przerzucając na nie długi, wielki koncern kupił browar, aby od razu go zlikwidować, wreszcie padły warsztaty kolejowe. Na koniec zwinął się ostatni wielki pracodawca, czyli wojsko. Dwa kompleksy koszarowe stoją puste, w trzecim dogorywa skadrowana jednostka.

Granica ratowała mieszkańców od razu, gdy ją otwarto w 1990 r. Wcześniej całkowicie niedostępny obwód był jak „zona" braci Strugackich. Na drukowanych mapach z tamtych czasów sieć miejscowości i dróg ucinała się wraz z granicą.

Do czasu wejścia Polski do Unii kwitł ożywiony ruch. Pociąg do Kaliningradu nieprzypadkiem był nazywany „przemytnikiem", a jednym z głównych narzędzi pracy celników był śrubokręt. Po Zalewie Wiślanym pływały wolnocłowe wodoloty, gdzie sprzedawano na kartony wódkę i papierosy. Na bazarach po obu stronach granicy kłębił się wielonarodowy tłum handlarzy. Można było spotkać ludzi ze wszystkich stron „bywszego Sojuza".

Turystyka z polskiej strony ograniczała się do krótkotrwałych wypadów. Zniszczony obwód nie oferował zbyt wiele do oglądania. Rozwijały się też kontakty między samorządami, polski Kościół zaczął budować sieć parafii dla tamtejszych katolików (w tym sporej grupy Polaków) oraz prowadził działalność charytatywną.

Wielki przemyt

Po Schengen ruch zamarł. Stopniowo coraz więcej osób, szczególnie Rosjan, uzyskało wizy. Na początku mieszkańcy polskiej strony byli zaskoczeni: „Ruscy", gdy przyjeżdżają, nic nie sprzedają, tylko kupują. I to bardzo dużo. Niewielkie miasto okazało się atrakcyjnym miejscem dla sieci handlowych. W Braniewie stanęły dwie Biedronki i Lidl. Teren pod sklep kupiła sieć Intermarché.

Zwykłym widokiem w tych sklepach są klienci z Rosji z wyładowanymi po brzegi wózkami. Właściwie są ich dwie kategorie. Pierwsza to ludzie, którzy przyjeżdżają na weekendowe zakupy dla siebie. Kupują rzeczy droższe. Zresztą jeśli są naprawdę zamożni, to jadą na zakupy do Elbląga i Gdańska. Taki wyjazd łączą z zajściem do dobrej restauracji, a nawet teatru. – W Kaliningradzie trzeba swoje odstać, żeby siąść w restauracji. A w teatrach bilety są wykupione na miesiące – tłumaczy Hyczko.

Liczniejsza grupa to Rosjanie, którzy robią zakupy w Polsce zawodowo. Albo dla grupy sąsiadów i znajomych, albo sami potem tym handlują. Królują parówki, i to najtańsze. Według rosyjskich szacunków każdego dnia do obwodu wjeżdża tym sposobem 10 ton parówek. Oprócz tego mięso, nabiał, mleko w kartonach, artykuły przemysłowe. Po polskiej stronie każda żywność jest tańsza i lepsza jakościowo. Nawet chleb w obwodzie jest droższy dwa razy od polskiego. Podobno dlatego, że jest tam mniej producentów, a ci na dodatek zawiązują zmowy cenowe.

W drugą stronę jadą tylko dwa towary. Nie, nie wódka. Tu ceny się zbliżyły. Jadą papierosy i zwłaszcza paliwa. Wielkie przejście graniczne w Grzechotkach niektórzy przechrzcili na Passatowo. Nazwa pochodzi od starych volkswagenów passat. Dla przemytników ten niepozorny samochód ma same zalety. Mało pali i ma bardzo duży bak, który na dodatek można przerobić ze standardowych 80 litrów nawet na 150. – Niektórzy są mistrzami. Tankując przechylają samochód, aby nalać pod sam korek – opowiada polski celnik. Przebicie po polskiej stronie to ponad złotówka na litrze. W miesiącu można w ten sposób zarobić ze dwa tysiące złotych.

Właśnie passaty robią kolejki. W Internecie powstał nawet specjalny blog z informacjami o rosyjskich stacjach benzynowych i kamerami, gdzie można podejrzeć długość kolejek na wszystkich przejściach.

Sprzedaż papierosów bez akcyzy to domena bezrobotnych mieszkanek Braniewa, najczęściej starszego pokolenia. – Spotkałam znajomą, jak pieliła miejski skwer. Spytałam, czy to jej nowa praca. A ona, że musi karę odpracować – opowiada jedna z mieszkanek miasta. Została złapana na rynku przez policję. Te akcje stróżów prawa rozgrzewają mieszkańców miasta do białości. – Zamiast łapać prawdziwych złodziei, łatwiej im ścigać kobiety, których jedyną winą jest to, że nie mogą znaleźć pracy – mówi jedna z mieszkanek.

Nie chcą do obwodu

Ale Polacy nie liczą tylko na przemyt. – Mamy nadzieję, że pojawią się tu inwestorzy. Jedni, którzy będą produkować na eksport do obwodu, i drudzy, którzy uruchomią produkcję opartą na tanich rosyjskich surowcach – mówi burmistrz Mroziński.

Nie ma też obaw o wzrost przestępczości. – Nigdy tu nie było z tym kłopotu. Rosjanie popełniają przestępstwa związane z przemytem, ale nie te, które dotykałyby ludności. Nie było bójek czy kradzieży – opowiada dziennikarz braniewskiej gazety Wojciech Andrearczyk.

Problem jest z tym, że Polacy nie są zainteresowani wyjazdami do obwodu. – Ośrodki turystyczne w takich kurortach jak Swietłogorsk czy Zielonogradsk są dużo droższe niż polskie – dodaje Andrearczyk. Nie będzie też popularnej kiedyś turystyki medycznej. – Dziesięć lat temu opłacało się jeździć tam do dentysty. Teraz jest odwrotnie. To Rosjanie przyjeżdżają do nas na komercyjne zabiegi szpitalne – mówi Roman Hyczko. Nawet sklepy wolnocłowe, kiedyś wielka atrakcja, przestały nią być. – Jeździło się po markowe perfumy, ale teraz taniej jest kupować w Internecie. A ich paliwo boję się lać do mojego samochodu – mówi Marek, 28-letni mieszkaniec Braniewa.

Łatwiej będzie tym, którzy i tak wcześniej mieli kontakty, np. żeglarzom z jachklubów

– Od dawna wspólnie ustalaliśmy grafik regat i pływaliśmy do siebie – mówi radny Doda. Ale indywidualni żeglarze nie będą mogli swobodnie pływać po tak atrakcyjnym akwenie, jakim jest podzielony granicą zalew. – To błąd rządu. Zwykli żeglarze polegną, walcząc o pozwolenia – twierdzi Ryszard Doda.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora p.gursztyni@rp.pl

„Rosyjski rowerzysta był pierwszą osobą, która przejechała granicę w ramach małego ruchu granicznego" – doniosły w końcu lipca lokalne media. „To mały krok dla rowerzysty, a wielki dla ludności" – komentowali internauci. Żartowali z zadęcia władz regionu, które z pompą obwieściły wejście w życie umowy. Ale nie krytykowali. Mały ruch graniczny to coś, czego chcą w pogranicznych powiatach woj. warmińsko-mazurskiego wszyscy. Widzą w tym nadzieję na przełamanie marazmu gospodarczego i zahamowanie odpływu ludności, zwłaszcza młodzieży.

Pozostało 93% artykułu
Społeczeństwo
Kielce: Poważna awaria magistrali wodociągowej. Gdzie brakuje wody?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Sondaż: Rok rządów Donalda Tuska. Polakom żyje się lepiej, czy gorzej?
Społeczeństwo
Syryjczyk w Polsce bez ochrony i w zawieszeniu? Urząd ds. Cudzoziemców bez wytycznych
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni