Prezydencka inicjatywa dotycząca zmian w sposobie organizowania manifestacji i zabezpieczenia jej bezpiecznego przebiegu kończy się fiaskiem. Potrójnym: nowe przepisy nie wejdą w życie przed 11 listopada, a planowane ograniczenie wolności do zgromadzeń spowodowało, że na tegoroczny Marsz Niepodległości do Warszawy wybierają się dziesiątki tysięcy ludzi. Własną manifestację organizują też działacze środowisk lewicy niepodległościowej nawiązującej do tradycji dawnego PPS. A komunizujący ekstremiści spod znaku Antify szykują się, by patriotyczne manifestacje zablokować.
Brak podpisu
Po ubiegłorocznych zamieszkach w Warszawie, do jakich doszło 11 listopada podczas Marszu Niepodległości, gdy grupa lewackich zadymiarzy i kiboli starła się między sobą i policją, prezydent Bronisław Komorowski przygotował nowelizację ustawy o zgromadzeniach. Główny zapis noweli mówi o możliwości zakazania organizacji manifestacji w tym samym miejscu i czasie, jeśli władze uznają, że zagrażają one bezpieczeństwu. Ustawę oprotestowywały organizacje pozarządowe. 13 września Sejm jednak ją przyjął. Ale prezydent Komorowski do tej pory nowelizacji nie podpisał.
– Prezydent ma czas na jej podpisanie do 8 października – informuje nas Biuro Prasowe Kancelarii Prezydenta.
Ale zanim nowe przepisy staną się prawem, obowiązuje 30-dniowy okres vacatio legis. A to oznacza, że przed tegorocznym Świętem Niepodległości ustawa nie zacznie obowiązywać. Nawet jeżeli prezydent podpisałby ustawę dziś, a w piątek zostałaby opublikowana w Dzienniku Ustaw, to rygory nowego prawa nie będą obowiązywały demonstracji zarejestrowanych przed wejściem w życie ustawy.