Tylko ciepła woda po 500 dniach rządu

Od dziś większość działań premiera będzie podporządkowana wyborom – przeciw Schetynie i przeciw PiS.

Publikacja: 02.04.2013 02:11

Przypadającego dziś jubileuszu 500 dni rządu nie poprzedziły huczne przygotowania nie tylko ze względu na Wielkanoc, prima aprilis czy niespodziewane opady śniegu.

Kiedy w minionej kadencji premier obchodził pierwszą „pięćsetkę", rząd opublikował opasły raport na temat swych osiągnięć.

Spora część treści z tamtego raportu mocno się zdezaktualizowała. Wśród swych kluczowych sukcesów rząd wymieniał wówczas zapowiedź wprowadzenia euro w 2011 r. (nie ma go do dziś), poprawę sytuacji w służbie zdrowia (która nie nastąpiła), wysłanie sześciolatków do szkół od 2012 r. (reforma wciąż nie weszła w życie i wciąż budzi kontrowersje), a także podpisanie umowy z USA ws. tarczy antyrakietowej (USA się z niej wycofały).

Po pierwszej „pięćsetce" w kwietniu 2009 r. parlamentarzyści Platformy ruszyli w teren pod hasłem „500 spotkań na 500 dni rządu". „Chcą nam wmówić, że rząd nie jest rządem, tylko sztabem wyborczym" – grzmiał na jednym z takich spotkań z wyborcami Janusz Palikot, wówczas prominentny polityk PO i zausznik premiera.

Dziś ów dawny zarzut, na który odpowiadał z pasją Palikot, zyskuje drugie życie.

PO reformach

Jeśli w premierze tlił się reformatorski żar, to właśnie się dopala. Sygnałem było tzw. drugie expose Tuska w październiku minionego roku. „Nie jestem specjalistą od wielkich romantycznych wizji" – mówił wówczas premier. „Moja wizja składa się z małych codziennych marzeń".

Mówił rzeczy miłe dla uszu wyborców: że rozrusza gospodarkę poprzez dosypanie do niej publicznego grosza, że wydłuży do roku płatne urlopy macierzyńskie, że zbuduje przedszkola i żłobki, tak aby do kolejnych wyborów wszystkie dzieci miały się gdzie podziać.

Tyle że o wielu trudnych  sprawach premier wtedy nie wspomniał – choćby o sytuacji w służbie zdrowia, a to jedna z największych bolączek Polaków. Bo drugie expose nie było politycznym planem, miało ono służyć unieważnieniu pierwszego expose premiera z jesieni 2011 r. Było zarazem przyznaniem, że spora część złożonych wówczas zapowiedzi nie zostanie zrealizowana – choćby naprawa służby zdrowia.

Dziś wyraźnie widać, po 500 dniach od powstania swego drugiego rządu premier porzuca realne rządzenie na rzecz przygotowań do maratonu wyborczego, który właśnie rusza.

Teraz wybory

Najpierw będzie tasiemcowy, niemal roczny serial zatytułowany „Wybory w Platformie". Wedle dyrektyw, które dziś wydaje swoim partyjnym podwładnym premier, ma to być opera mydlana, przyciągająca uwagę mediów w sposób niewspółmiernie większy od pamiętnych prezydenckich prawyborów w Platformie. Tyle że tę operę mydlaną premier traktuje śmiertelnie poważnie, bo jeśli jego pierwszy zastępca w partii Grzegorz Schetyna zdecyduje się wystartować, to trudno będzie przewidzieć ostateczny scenariusz. Wszystko rozstrzygnie się do wiosny 2014 r. Ale wówczas przyjdzie czas na wybory europejskie (maj 2014) oraz samorządowe (jesień 2014). Finałem tej rozgrywki będą podwójne wybory w 2015 r.: najpierw prezydenckie (latem), potem parlamentarne (jesienią).

Jak słychać w otoczeniu Donalda Tuska, większość działań rządu zostanie teraz podporządkowana celowi politycznemu, jakim są wyborcze zwycięstwa premiera.

Co to w praktyce znaczy? Używając ulubionej premierowskiej alegorii, rząd będzie dbał głównie o ciepłą wodę w naszych kranach. Wszelkie ambitniejsze projekty reform, które mogłyby zaszkodzić notowaniom Platformy, zostaną odłożone na półkę.

Oddać Donaldowi Tuskowi należy jedno – zgodnie z pragmatyką polityczną przez pierwsze 500 dni starał się przeprowadzić projekty najtrudniejsze, najbardziej kontrowersyjne i ryzykowne. Mimo że na początku drugiej kadencji dostał parę mocnych ciosów – takich jak protesty lekarzy w sprawie ustawy refundacyjnej czy demonstracje internautów przeciw przepisom ACTA – potrafił wybrnąć z tarapatów i przeszedł do kontrofensywy. Mimo oporu koalicjanta wydłużył wiek emerytalny do 67 lat, przyciął przywileje emerytalne dla nowo wstępujących do służb mundurowych, zmienił zasady finansowania Kościoła.

Inna rzecz, że spora część z Tuskowych reform to po prostu podwyżki podatków i innych danin publicznych. Dociskany przez kryzys rząd podniósł pracodawcom składkę rentową, zamożniejszym zabrał becikowe oraz część ulg na dzieci, ograniczył ulgę na Internet, odebrał przywileje podatkowe lepiej zarabiającym naukowcom, artystom i dziennikarzom.

W dużej mierze były to uderzenia właśnie w elektorat Platformy.

Pozorne zmiany

Dziś reformy dogorywają. No bo cóż leży na stole? Minister zdrowia zapowiada zmiany w finansowaniu służby zdrowia, w tym likwidację centrali NFZ. Tyle że zlikwidowanie nielubianego szyldu NFZ wcale nie musi oznaczać znacząco lepszych wycen świadczeń medycznych, a więc poprawy sytuacji w placówkach służby zdrowia. Tym bardziej, że już wiadomo, iż część uprawnień NFZ przejmie nowa instytucja – Urząd Ubezpieczeń Zdrowotnych.

Z kolei reorganizacja małych sądów powiatowych, obroniona przez ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina przed Trybunałem Konstytucyjnym, może zostać zawrócona, albo znacznie ograniczona przez parlament. Inny sztandarowy Gowinowy projekt, deregulacja zawodów, idzie z oporami – pierwsza transza zalega w sejmowej komisji, a druga orbituje gdzieś po gabinetach w kancelarii premiera.

U większości pozostałych ministrów w ogóle trudno się doszukać dalekosiężnych planów.

Minister finansów tylko czeka, aby ostatecznie zabrać pieniądze z OFE i zapchać nimi dziurawy ZUS – ale trudno uznać to za reformę. Ani widu ani słychu po zapowiadanych w pierwszym expose premiera w 2011 r. zmianach w KRUS – obecny minister rolnictwa na pewno ich nie przeprowadzi. Minister pracy jest mało przekonujący, gdy zarzeka się, że rząd nie wycofał się z ograniczenia emerytur górniczych.

Minister edukacji wycofuje się z tych zmian w Karcie nauczyciela, które nie podobały się nauczycielskim związkom (to duża grupa wyborców).

Minister transportu stara się przykryć kompromitację z korupcją przy budowie dróg za fundusze unijne i już kreśli założenia do przetargów, które mają zostać sfinansowane z nowego unijnego budżetu 2014–2020 – ale to na razie tylko plany na mapie.

Rząd liczy – nie pierwszy zresztą raz – że unijne fundusze rozruszają gospodarkę. Bez wątpienia wynegocjowanie na szczycie UE dużej pomocy dla Polski to jeden z największych, jeśli nie największy, sukces Donalda Tuska. Tyle że na nowo towarzyszy mu rozpoczynanie dyskusji o wprowadzeniu euro, choć doskonale wiadomo, że w tej kadencji rząd nie podejmie w tej sprawie żadnych realnych działań. Sondaże przeciwne wprowadzeniu euro to ważny argument.

Zresztą sondaże budzą emocje w kancelarii premiera. Spadające notowania rządu i coraz słabsze osobiste wyniki premiera to od miesięcy utrapienie Tuskowego otoczenia. Sam Donald Tusk przejmuje się nimi bardziej niż jednoczeniem się antyrządowych środowisk pod hasłem „Platformy Oburzonych".

I choć znacząca większość polityków Platformy wciąż wierzy w polityczny talent i ogromne szczęście premiera, to jednak przyznają, że wygranie wyborów po raz trzeci z rzędu to najambitniejsze zadanie w całym jego politycznym życiu.

Przypadającego dziś jubileuszu 500 dni rządu nie poprzedziły huczne przygotowania nie tylko ze względu na Wielkanoc, prima aprilis czy niespodziewane opady śniegu.

Kiedy w minionej kadencji premier obchodził pierwszą „pięćsetkę", rząd opublikował opasły raport na temat swych osiągnięć.

Pozostało 96% artykułu
Rozmowa
Mateusz "Exen" Wodziński: Chcę wsparciem podziękować Ukraińcom
Społeczeństwo
Decydują się losy naszego regionu, musimy działać!
Społeczeństwo
Mateusz "Exen" Wodziński z Nagrodą „Rzeczpospolitej” im. Jerzego Giedroycia. Mobilizuje własnym przykładem
Społeczeństwo
Jaka będzie zima 2024/2025? Najnowsza prognoza długoterminowa od grudnia do marca
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Społeczeństwo
CERT Polska kontra Meta. Ostrzeżenie przed oszustwami zablokowane; "nie ma na to naszej zgody"
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska