Władze Żor pochwaliły się właśnie, że chcą zrezygnować z opłat za przejazd miejskimi autobusami. Radni Krakowa i Gdańska też chcieliby darmowej komunikacji. Prezydenci są przeciw. – Wprowadzenie bezpłatnej komunikacji oznaczałoby mniejsze dofinansowanie na działalność instytucji kultury, większe cięcia w oświacie, mniejsze wydatki na remonty ulic czy chodników – wylicza Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa.
Z prawem jazdy
Pierwszym polskim miastem, które postawiło na bezpłatną komunikację, są podwarszawskie Ząbki. Już od półtora roku mieszkańcy mogą jeździć autobusami za darmo. Ale tylko zameldowani w Ząbkach lub płacący tam podatki.
– Wydajemy im specjalną kartę, która pozwala na bezpłatny przejazd – opowiada Artur Murawski, wiceburmistrz Ząbek. Dodaje, że darmowe przejazdy mają promować meldunek i płacenie podatku. Według szacunków urzędu, w Ząbkach mieszka ok. 50 tys. osób, a zameldowanych jest tylko 29 tys. – Bezpłatna komunikacja się sprawdza. Przybywa osób, które chcą się meldować – mówi burmistrz Murawski. W pierwszym roku urząd wydał 12 tys. kart upoważniających do bezpłatnych przejazdów.
Ząbki mają dwie linie autobusowe. Ich utrzymanie kosztuje rocznie 1,2 mln zł.
Inaczej rozwiązano sprawę bezpłatnej komunikacji w Nysie. Tam od ubiegłego roku za darmo mogą jeździć kierowcy, którzy są właścicielami sprawnych aut. Do bezpłatnych przejazdów upoważnia prawo jazdy oraz ważny dowód rejestracyjny pojazdu z badaniami technicznymi. Dlaczego Nysa wprowadziła gratisowe przejazdy dla kierowców? – Chodziło nam o promocję ekologicznego transportu, jakim jest komunikacja publiczna. Mniej samochodów w mieście to mniejsze korki, hałas i zanieczyszczenie środowiska – wylicza Artur Pieczarka, rzecznik Nysy.
Trzy lata temu miejscowy urząd miasta zakupił siedem niskopodwoziowych autobusów za 4,5 mln zł. Większość pieniędzy pochodziła z Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Opolskiego. – Ulga dla kierowców cieszy się dużym zainteresowaniem. Korzysta z niej coraz więcej osób – zapewnia Pieczarka. Przyznaje, że wpływy z biletów spadły co prawda o ok. 100 tys. zł, ale w autobusach pojawili się nowi pasażerowie.