Ofiara franka idzie do sądu

W Krakowie powstaje stowarzyszenie, które zamierza walczyć z bankami o lepsze traktowanie klientów.

Publikacja: 07.10.2013 02:05

Ofiara franka idzie do sądu

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak Michał Walczak

Stowarzyszenie Obrony Poszkodowanych Hipotekami PRO FUTURIS, które zostanie zarejestrowane dziś lub jutro, ma występować w imieniu 700 tys. Polaków zadłużonych we frankach, którzy padli ofiarą wzrostu kursu tej waluty.

Jego założycielem jest Tomasz Sadlik, który pożyczył z banku 600 tys. zł, a teraz ma do oddania 1,1 mln.

Stowarzyszenie bierze za przykład Hiszpanię, Chorwację, Węgry czy Francję. W każdym z tych krajów tzw. frankowicze są lub wkrótce znajdą się pod ochroną. Np. sąd w Zagrzebiu orzekł, że powinni spłacać kredyty po kursie, w którym je zaciągali, a Hiszpania zakazała m.in. bankom licytacji nieruchomości, jeśli wartość długu zdecydowanie urosła w wyniku umocnienia waluty obcej.

Rz: Rozpoczynacie bitwę z potężnym przeciwnikiem.

Tomasz Sadlik:

Tak. Nie mamy jednak wyboru. Banki traktują w Polsce klientów w bardzo zły sposób. Dowodem na to niech będzie ogromne zainteresowanie stowarzyszeniem. Jest nas już 200 osób, w środę zgłosiło się 20, a w czwartek do 10 rano kolejne 20.

Celem jest złożenie pozwu zbiorowego przeciw bankom?

Do tego zapewne dojdzie, bo banki nie będą chciały z ludźmi rozmawiać. Ale naszym celem nie jest tylko pozew. Planujemy szerszą akcję. Bo banki w Polsce, powtarzam, działają źle.

Skąd ten wniosek?

Nie rozmawiają z klientem, nie negocjują, dyktują warunki. Mimo że są to normalne podmioty gospodarcze, są one niezwykle dobrze chronione i de facto do niedawna bezkarne. Nie przyjmują argumentów od klientów. To dyktat. Ponadto stoją niejako ponad prawem i normalnymi relacjami klient-usługodawca. Dopiero ostatnie orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie przeciwko BRE Bank daje nadzieję na normalność.

Porównuję relacje klient-bank do sytuacji, w której kupuję pralkę. Jeśli przyjdę do domu, podłączę ją do gniazdka i kiedy okaże się, że pobiera pięć razy więcej prądu, niż obiecywał producent, to ją reklamuję. A firma ją wymienia, przepraszając za trudności. Taka logika nie dotyczy banków. Tu ryzyko spoczywa wyłącznie na kliencie.

Czym zatem zajmie się stowarzyszenie?

Chcemy funkcjonować na trzech poziomach. Pierwszy to pomagać doraźnie ludziom oraz zebrać się i pokazać, że jest nas dużo. Wtedy banki zostaną zmuszone, by zacząć z nami normalnie rozmawiać.

Poziom drugi to legislacja. Chcemy doprowadzić do zmian w prawie, dzięki którym lepiej będzie ono chronić klientów, a ludzie zadłużeni w walutach dostaną dodatkowe prawa. Będziemy przekonywać m.in. Ministerstwo Finansów, by włączyło do ustawy – Prawo bankowe rozwiązanie podobne np. do hiszpańskich.

To dość kontrowersyjny postulat. Przecież jeśli kredytobiorca nie spłaca rat, łamie warunki umowy.

Ale ryzyko takich kredytów było przerzucone wyłącznie na klientów. Klient działał w nieświadomości, w błędzie co do faktycznego poziomu ryzyka. Co więcej, banki namawiały do brania kredytów. Przekonywały, że są one i będą tańsze. Mam takie e-maile, stanowią dowód w mojej sprawie. Najpierw więc banki namawiały ludzi do takiego sposobu finansowania nieruchomości, a gdy przyszło umocnienie franka, nawet nie chcą dyskutować o polubownym rozwiązaniu.

Jaki będzie trzeci poziom działań?

Europejski. W ostatniej fazie przygotowań jest dyrektywa, która ma chronić konsumentów w relacjach z bankami. Naszą rolą będzie doinformowanie społeczeństwa, że wstępnie ją zatwierdzono.

Pan sprawę podał do sądu?

Tak.

Kiedy pierwsza rozprawa?

Na razie nie wiadomo, ale sąd przyjął mój pozew. W 2007 r. pożyczyłem 600 tys. zł na lokal, gdzie prowadziłem biuro tłumaczeń. Za namową pracownika banku, mimo że chodziło o lokal na biuro, złożyłem wniosek o kredyt mieszkaniowy. Bo tylko w ten sposób bank zgadzał się udzielić kredytu we frankach, który miał być tańszy. Zero informacji o ryzyku. Spłaciłem bankowi 60 tys. zł, a w momencie, gdy nie byłem w stanie na bieżąco płacić, bank chce przejąć lokal, co jest jak najbardziej w porządku, bo taka była umowa. Ale moje zadłużenie, w wyniku umocnienia franka (z 2,4 zł za franka w chwili wzięcia kredytu do ok. 3,5 zł obecnie – red.), wzrosło do ok. 1,1 mln zł. Bank chce więc dodatkowo zlicytować moje warte 400 tys. zł mieszkanie. A i tak jeszcze będę mu winny 100 tys. zł. Mam troje dzieci i trudno jest mi pogodzić się z tym, że stracę dorobek życia, mimo że bank miał przejąć w razie kłopotów tylko lokal, na który pożyczyłem pieniądze. Dlatego walczę.

Stowarzyszenie Obrony Poszkodowanych Hipotekami PRO FUTURIS, które zostanie zarejestrowane dziś lub jutro, ma występować w imieniu 700 tys. Polaków zadłużonych we frankach, którzy padli ofiarą wzrostu kursu tej waluty.

Jego założycielem jest Tomasz Sadlik, który pożyczył z banku 600 tys. zł, a teraz ma do oddania 1,1 mln.

Pozostało 93% artykułu
Społeczeństwo
Kielce: Poważna awaria magistrali wodociągowej. Gdzie brakuje wody?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Sondaż: Rok rządów Donalda Tuska. Polakom żyje się lepiej, czy gorzej?
Społeczeństwo
Syryjczyk w Polsce bez ochrony i w zawieszeniu? Urząd ds. Cudzoziemców bez wytycznych
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni