Chodzi o ewentualną korupcję, do której mogło dojść podczas podpisywania umowy zakupu maszyn od hiszpańskiego koncernu EADS.
Umowę w połowie 2001 r. podpisał ówczesny minister obrony narodowej Bronisław Komorowski. W zamian za zamówienie hiszpańskie spółki EADS CASA i Avia System Group kupiły większościowy pakiet PZL Warszawa-Okęcie. Miało tam powstać m.in. centrum serwisowe dla samolotów. Ale nie powstało.
Przez to, że nie ma w Polsce parku części zamiennych i centrum serwisowego, samoloty przechodzą wszystkie przeglądy i naprawy w Hiszpanii. Trwa to znacznie dłużej, niż gdyby odbywały się w kraju. – To wszystko mogło być wykonywane w Polsce – uważa Grzegorz Hołdanowicz, ekspert wojskowy i redaktor miesięcznika „Raport WTO”. – Wystarczyło postawić odpowiednie warunki w umowie zakupu samolotów.
– Z jednej strony dla koncernów lotniczych to wygodna sytuacja, bo one częściowo żyją z napraw i serwisów produkowanego przez siebie sprzętu. Z drugiej taką sytuację wymuszają względy bezpieczeństwa, bardzo wyśrubowane w branży lotniczej – komentuje Janusz Zemke z LiD, były wiceminister obrony, szef Sejmowej Komisji Obrony Narodowej.
Polska armia ma dziesięć samolotów CASA C295M. Tylko sześć z nich jest w tej chwili sprawnych. Reszta przechodzi gruntowne remonty i naprawy. A to jedyne samoloty, które zapewniają most powietrzny między Polską a naszymi kontyngentami wojskowymi w Iraku i Afganistanie. Maszyny latają praktycznie bez przerwy. W 2007 r. już w czerwcu wykorzystały przysługujące im limity lotów wojskowych. Piloci musieli wykorzystywać czas, który powinien być przeznaczony na przykład na ćwiczenia. Tak intensywna eksploatacja maszyn powoduje, że ulegają awariom i usterkom. Także częściej, niż zakładano siedem lat temu – podczas zakupu – maszyny muszą przechodzić przeglądy techniczne.