Wczoraj rozpoczęła się kwalifikacja wojskowa. To następczyni zawieszonego pięć lat temu powszechnego poboru.
Do 30 kwietnia przed komisjami lekarskimi powinno się stawić ok. 270 tys. osób. To głównie mężczyźni urodzeni w 1995 r., ale także ci urodzeni w latach 1990–1994, którzy nie mają jeszcze określonej kategorii zdolności do służby wojskowej oraz osoby urodzone w latach 1993–1994, wobec których orzeczono czasową niezdolność do służby w armii.
Przed komisjami lekarskimi muszą stawić się też kobiety urodzone w latach 1990–1995, które mają wykształcenie przydatne do służby wojskowej, np. absolwentki uczelni medycznych czy psychologii.
– Celem kwalifikacji jest zebranie informacji o stanie zdrowia fizycznego i psychicznego młodych ludzi pod kątem ich predyspozycji do służby w wojsku. Nie wiąże się to z wręczeniem biletu do wojska, jak to było wiele lat temu – tłumaczy „Rz" płk Tomasz Szulejko ze Sztabu Generalnego. Jego zdaniem komisje działają na wzór biur headhunterskich (łowców głów – red.). – Młody człowiek może poznać ofertę wojska, otrzymać informację o możliwości podjęcia studiów na uczelniach wojskowych czy wstąpienia do Narodowych Sił Rezerwowych – wyjaśnia płk Szulejko.
Do komisji powinny przyjść także osoby, które ukończyły 18 lat i chcą zgłosić się do wojska na ochotnika. Armia widzi w swoich szeregach głównie osoby z wykształceniem technicznym (np. ciągle potrzebuje kierowców), ponadto m.in. informatyków, psychologów, ratowników medycznych. Dodatkowym plusem jest dobra znajomość języków obcych. – Przyjmujemy osoby najlepsze, bo wojsko to nie jest przechowalnia – zaznacza płk Szulejko.