Rząd Donalda Tuska nie dokonał żadnego zasadniczego przełomu w większości istotnych dla polityki wewnętrznej kraju spraw. Dla zwolenników PO jest to zaleta, bo nie zaskakują ich informacje o kolejnych ryzykownych decyzjach władzy. Dla opozycji to przejaw stagnacji. Niemniej łatwiej ten rząd krytykować za to, czego nie zrobił, niż za podjęte działania, bo tych widać naprawdę niewiele. A jednak jest dziedzina, w której rząd Tuska podejmuje działania tak śmiałe, że aż dech zapiera. Tą dziedziną są służby specjalne.
Zmiany kadrowe są tu nie tylko duże, ale i niezwykłe. Możemy oto zaobserwować połączenie sił wyrosłych w czasach, gdy specsłużbami trząsł Lech Wałęsa, oraz pupilków obozu postkomunistów. Tuskowi można pogratulować – połączył ogień z wodą.
Poczynając od sprawy „Olina”, wielu z szefów służb pochodziło z wrogich obozów. To dzięki temu tępiona jeszcze w latach 90. formacja Jarosława Kaczyńskiego mogła złapać oddech. Kilku całkiem poważnych analityków uważa zresztą, że konflikt w obozie służb specjalnych III RP umożliwił sukces PiS. Dzisiaj jednak dawni antagoniści poszli po rozum do głowy i znaleźli wspólnego wroga – Kaczyńskich i ideę IV RP. Tylko tym można tłumaczyć współpracę takich ludzi jak obecny szef ABW Krzysztof Bondaryk i Andrzej Barcikowski, któremu Bondaryk zaproponował fuchę swoistego doradcy (członka rady konsultacyjnej przy ośrodku szkolenia ABW).
Jeśli chodzi o współpracę w dziedzinie służb specjalnych, to obserwujemy pełną koalicję PO-LiD. Testem zamiarów ekipy Tuska była nominacja szefa wywiadu cywilnego. Za rządów PiS (gdy premierem był Kazimierz Marcinkiewicz) na czele wywiadu stanął Zbigniew Nowek. Wcześniej był on szefem UOP w rządzie Jerzego Buzka i – przy jego sporym dystansie do polityki – równie dobrze mógł pasować do ekipy PO, jak i PiS. Jednak premier wolał przeforsować na to stanowisko, nie do końca zgodnie z prawem zresztą, Andrzeja Ananicza. Ten zaś równie dobrze pasowałby do ekipy PO, jak i LiD.
Na początku lat 90. Ananicz był związany z Lechem Wałęsą, wedle polityków PiS miał być jednym z pomysłodawców utworzenia spółek cywilnych na mieniu byłych sowieckich baz wojskowych w Polsce. Ta sprawa była, oprócz lustracji, jednym z przedmiotów sporu między Wałęsą a ówczesnym premierem Janem Olszewskim. W 2004 r. nieoczekiwanie premier Marek Belka zaproponował Ananiczowi funkcję szefa Agencji Wywiadu. Niezadowolony z tej decyzji był nie tylko PiS, ale i ta część SLD, która pamiętała Wałęsie aferę „Olina” (wybuchła w grudniu 1995 r., gdy ówczesny szef UOP Andrzej Milczanowski oskarżył premiera Józefa Oleksego o współpracę z agentem KGB w Polsce – red.).