„Presence” Stevena Soderbergha jest opowieścią o rodzinie widzianej oczami ducha. Kamera obsługiwana osobiście przez reżysera staje się oczami zjawy mieszkającej w czekającym na najemców domu. Ów duch w pierwszych scenach wędruje po pustych wnętrzach, przez okno obserwuje parkujący przed wejściem samochód, bacznie przygląda się ludziom, którzy spotykają się z agentką nieruchomości. Wkrótce przecież przyjdzie mu z nimi współistnieć.
„Presence” Stevena Soderbergha. Film o rodzinie pełnej bólu
Po remoncie wnętrza domu stają się ciepłe i przytulne. A ludzie? Matka (Lucy Liu) to osoba władcza i mało zwracająca uwagę na odczucia innych, na dodatek przeżywająca poważne kłopoty w pracy. Jej ukochany syn (Eddie Maday) jest równie mocno pozbawiony empatii jak ona.
Czytaj więcej
Już 5 listopada premiera serialu „Heweliusz” Jana Holoubka i Kaspra Bajona. Na ekranie zobaczymy...
Po drugiej stronie są: bardziej sympatyczny od żony mąż (Chris Sullivan) ulepiony z innej niż ona gliny i córka (Callina Liang) – delikatna dziewczyna zrozpaczona po śmierci przyjaciółki. Nie bez powodu ta rodzina nosi nazwisko Peynes, które w języku angielskim kojarzy się z bólem. Soderbergh oczami ducha przygląda się im uważnie, oni o jego obecności nie wiedzą. No bo kto wierzy w duchy?
Tylko szesnastoletnia Chloe wyczuwa swoją wrażliwością jego obecność. Zwłaszcza, że zjawa lubi przebywać w jej pokoju, ba, nawet robić jej porządki, układając równo książki na biurku. Rodzice traktują lęki córki jako coś niewytłumaczalnego, zastanawiają się nad psychoterapią dla dziewczynki. Ale gdy z półek zaczynają spadać rzeczy, gdy łamią się w pokoju dziewczynki półki, trudno sobie to racjonalnie wytłumaczyć.