Gotowy od półtora roku system elektronicznego obiegu dokumentów dla policji pokrywa się kurzem. W 2010 r. testowano go w kilku komendach, m.in. w Krakowie. Do końca 2011 r. mieli na nim pracować już policjanci w całym kraju. Nie pracują do dziś.
Powody? Najpierw brak kodów źródłowych, potem wątpliwości, czy przetwarzanie danych osobowych w takim centralnym systemie jest zgodne z prawem, a na końcu – cień tzw. infoafery i brak odpowiedniej klasy specjalistów od informatyki.
Policja na budowę prototypu tzw. elektronicznego modułu procesowego (to aplikacja, na której miał działać e-posterunek) otrzymała z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju aż 4,6 mln zł. Suma ogromna – zważywszy, że aplikację wykonała na zlecenie policji prywatna firma Netline z Wrocławia za niecałe 300 tys. zł. Na co poszła reszta pieniędzy? Na sześcioletni nadzór nad projektem, prace naukowo-badawcze wykonywane przez pracowników z Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. Za kilkuletni nadzór nad m.in. tym projektem 200 tys. zł otrzymał rektor uczelni Arkadiusz Letkiewicz (dziś wicekomendant główny policji).
– Grant skonsumowano na wynagrodzenia, ale pieniądze publiczne zmarnowano. Nikomu dziś nie zależy, by skorzystali na tym policjanci – mówi „Rz" jeden z funkcjonariuszy.
Uczelnia w Szczytnie prace zakończyła w 2011 r. – Wykorzystanie przygotowanego rozwiązania leży w gestii użytkownika końcowego: Komendy Głównej Policji – mówi podinsp. Marcin Piotrowski, rzecznik Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie.