– Dowody zebrane przez specwydział policyjny, który ściga funkcjonariuszy łamiących prawo zostały zebrane niechlujnie – twierdzą śledczy z podwarszawskiego Legionowa. I dlatego chcą, by to dokładnie sprawdzono, a jeśli doszło do zaniedbań, winnych ukarano.
Ta historia swój początek ma w 2010 r. Wtedy do BSW zgłosił się kierowca, który twierdził, że policjanci z jednego z komisariatów pod Legionowem podczas kontroli drogowej zażądali od niego 100 zł łapówki.
BSW zdecydowało się na „czynności operacyjne". W radiowozie policjantów spod Legionowa zamontowano dyktafon. Potem zapis z tych nagrań odtworzyli oficerowie z BSW. W stenogramie rzucają się w oczy zwroty typu „dogadaliśmy się jakoś" czy „ile dał". One oraz skarga samego kierowcy stały się podstawą do postawienia zarzutów, a potem oskarżenia przez prokuratora policjantów. Odpowiadali za przyjęcie łapówek.
Kilka miesięcy temu sprawa trafiła do sądu. A tam na prokuratora czekała niespodzianka. – Kierowca wycofał zeznania. A biegły z zakresu fonoskopii nie usłyszał zwrotów, które wcześniej wyłapali w nagraniu policjanci z BSW – mówi Ireneusz Ważny, szef prokuratury w Legionowie.
Sąd uniewinnił obu policjantów. Ale sprawa wcale się na tym nie skończyła.