Rz: Jakie problemy językowe najbardziej rzucają się panu w oczy przy lekturze pism urzędowych?
Radosław Pawelec:
Najważniejszy problem związany z lekturą pism urzędowych to ich zrozumiałość. Mają go na pewno duże grupy odbiorców. Kłopot ten nie dotyczy prawników, radzi sobie też większość dziennikarzy, ale ludzie młodzi albo starsi, osoby niemające choćby średniego wykształcenia – a przecież dużo jest takich osób i one są tak samo dobrymi obywatelami naszego kraju – mają problem ze zrozumieniem tego, co urząd do nich pisze. Jest to bardzo poważna kwestia, która może powodować – nie mówiąc już o tym, że państwo się zacina w swoim działaniu – zjawisko wykluczenia społecznego: całe duże grupy społeczne nie rozumieją, czego ich własne państwo od nich oczekuje.
Kolejna kwestia to wynikające z przeróżnych uwarunkowań kłopoty twórców pism urzędowych. Mają oni czasem – i to nie jest ich wina – problemy ortograficzne, w niektórych zakresach nasza ortografia nie jest bowiem całkowicie jednoznaczna (chodzi np. o zapis wielką literą). Urzędnicy nie radzą sobie również z interpunkcją, ponieważ w polskiej szkole nikt interpunkcji nie uczy: edukacja w tym zakresie zaczyna się i kończy w szkole podstawowej i ogranicza do zasady: stawiamy przecinek przed „że" i przed „który". Polska szkoła nie uczy również odmiany nazwisk, a przecież nikt chyba nie widział pisma urzędowego bez nazwisk, zawsze wiąże się ono z jakimiś ludźmi albo nazwami własnymi.
Czy nie wydaje się panu, że do niezrozumiałości pism przyczynia się fakt, że urzędnicy są zmuszeni cytować ustawy przepełnione sformułowaniami prawnymi?