Za miliardy euro środków unijnych i naszych złotych pobudowano nowe urzędy. Pięknie wyposażone, kolorowe, z ekranami dotykowymi. Co z tego, jeżeli sposób, w jaki funkcjonuje administracja publiczna, się nie zmienił i państwo dalej nie działa. Podam trzy przykłady i pokażę, jak naprawić istniejące patologie.
Byłem niedawno na imprezie u znajomych mojej żony, wszyscy „robią w funduszach unijnych". Nawiązałem rozmowę z osobą stojącą obok, nazwijmy ją Wacek. Otóż Wacek, który kojarzył mnie z telewizji, zapytał, czy wiem, co to jest EOD. Nie wiedziałem. Wacek uśmiechnął się triumfująco i wyjaśnił mi, że EOD to tzw. Elektroniczny Obieg Dokumentów wdrażany w jego Bardzo Ważnym Ministerstwie. Przedtem było normalnie, sprawy spływały do wydziału, miały swoje miejsce w przepastnych szafach, miały kolejne sygnatury. Ale potem wdrożono EOD.
Nic się nie zmieniło, szafy i papiery dalej są, ale dodatkowo trzeba rejestrować sprawy w EOD. Żeby wypełnić te dodatkowe obowiązki, zatrudniono nową osobę, a sprawy trwają dłużej. Co gorsza, zrobił się bałagan i nie ma ciągłości sygnatur w przepastnych szafach. Tak wygląda wdrażanie e-administracji w Polsce.
– Co za deb... wymyślił takie EOD – skonkludował Wacek.
***
Niedawno musiałem przerejestrować samochód, bo zakończył się okres leasingu. Mam działalność gospodarczą prowadzoną w jednej dzielnicy, ale zameldowany jestem w innej dzielnicy. A ponieważ pamiętam z mediów dyskusję o rezygnacji z miejsca zameldowania, w ciemno walę do urzędu w dzielnicy, w której działalność prowadzę. Wchodzę, na pięknym ekranie dotykowym wybieram opcję „rejestracja pojazdu" i... widzę, że czeka 20 osób. Zacisnąłem zęby, wziąłem kwitek i czekam. Na wielkiej sali jest