O ile z artykułu Bronisława Wildsteina „[link=http://www.rp.pl/artykul/310129.html]Kartel szkodzący państwu[/link]” wyraźnie przebija sympatia do polityków, to równie widoczny jest brak znajomości wymiaru sprawiedliwości, choć tekst dotyczył tego tematu właśnie.
Władza sądownicza nie ma inicjatywy ustawodawczej, czyli wpływu na stanowienie prawa, nie ma ona nawet wpływu na organizację sądów i wynagrodzenie ich personelu – całą władzę w tym zakresie dzierżą właśnie politycy. Ciężko zatem przyrównywać sędziów do kartelu czy złej korporacji szkodzącej państwu.
Autor wśród grzechów polskiego sądownictwa wylicza m.in. brak weryfikacji środowiska sędziowskiego z sędziów poprzedniej epoki, brak reakcji sądów dyscyplinarnych na „ogromną liczbę sędziów nieomal przyłapanych na gorącym uczynku” czy protesty sędziów wobec jedynie słusznej koncepcji poprzedniego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
Nie sposób polemizować z tym tekstem, bo jego autora nie przekona nawet najbardziej wiarygodna argumentacja. Nie można jednak być obojętnym wobec propozycji reformowania wymiaru sprawiedliwości, w oparciu o projekt niedoszłego premiera z Krakowa Jana Rokity z 2005 r., w zakresie m.in. doboru kadry sędziowskiej, której to reformy, jak widać, gorącym zwolennikiem jest Bronisław Wildstein.
[srodtytul]Głos rozsądku[/srodtytul]