Czy możemy mówić o realnych szansach na postawienie kogokolwiek przed Trybunałem Sprawiedliwości? Zwłaszcza biorąc pod uwagę aktualny układ sił politycznych.
Ze sprawiedliwościowego punktu widzenia, pociągnięcie danej osoby do odpowiedzialności powinno być wynikiem wyłącznie zarzucanych jej czynów i zawinień, a nie politycznego układu. Jest to niestety wyidealizowany obraz, niesprawdzający się w życiu politycznym. Musimy liczyć się z tym, że głosy oddawane w debacie na temat Trybunału oraz w ewentualnym sejmowym głosowaniu nad postawieniem przed nim konkretnych osób nie będą głosami sprawiedliwości, a w większości głosami interesu politycznego.
Czy w takim razie przepisy dotyczące Trybunału Stanu nie wymagają zmian, a sama ta instytucja – reform? Wszyscy znamy historię dotychczasowych jego działań.
Czas pokazał, że Trybunał Stanu jest instytucją martwą. W historii III RP mieliśmy jeden tylko przypadek merytorycznego orzeczenia TS w związku z tzw. aferą alkoholową. Decyzje Sejmu są tu bowiem decyzjami politycznymi a nie prawnymi, co powoduje, że wskrzeszenie Trybunału pozostaje niemożliwe bez zmiany spojrzenia na tę instytucję, a więc – bez zmiany przepisów. Do tego dochodzi jeszcze ogromna polaryzacja polityczna i społeczna, sprawiająca, że jakakolwiek odpowiedzialność przed TS pozostaje iluzoryczna. Decyzje polityczne są tu strażnikiem bezpieczeństwa polityków, co wymaga zmian – m.in. zmiany ewidentnie blokującej działanie TS większości 3/5 głosów, wymaganej do pociągnięcia do odpowiedzialności członka Rady Ministrów, czy też powołania pozasejmowego organu, który mógłby odebrać izbie część kompetencji związanych ze stawianiem osób przed Trybunałem.
W debacie publicznej często przypisuje się Trybunałowi rolę egzekutora, który ostatecznie rozliczy wrogów politycznych. Jaką więc rolę pełnić może Trybunał w tej kadencji Sejmu?