Choć konstatacja ta jest przykra dla osób, które całe swoje życie zawodowe poświęciły służbie sędziowskiej, częstokroć – a w zasadzie w większości – kosztem życia rodzinnego i prywatnego, są obiektywne podstawy uznania, że wymiar sprawiedliwości w naszym kraju przechodzi wyraźny kryzys, i to nie od dziś. Ujmując rzecz w skrócie, być może zbyt patetycznie, ale i sama sprawiedliwość to przecież kwintesencja patosu, nie może być mowy o właściwym wymierzaniu sprawiedliwości przez sądy, jeśli obywatele nie mają poczucia, że się w nich z tą sprawiedliwością spotykają.
Na poczucie sprawiedliwości składa się zaś kilka czynników, z których właściwe zastosowanie prawa materialnego bynajmniej nie jest dominujące. To komponent różnych okoliczności. Ujmując rzecz konkretnie, nie sądzę, aby poczucie sprawiedliwości i to niezależnie od tego, czy dotyczy strony, która w sądzie wygrała czy przegrała, miał ktoś, kto: nie ma pełnego szacunku do sędziego; uważa, że sędzia nadaje większe znaczenie kwestiom formalnym niż materialnym (strona może nie rozumieć, że w dużej mierze w prawie mamy do czynienia z dominacją procedury nad kwestiami materialnymi); wie, że sędzia wychodzi na salę nieprzygotowany lub przejrzał akta bezpośrednio przed rozprawą; w rezultacie dopiero na rozprawie podejmuje decyzje procesowe, które powinien podjąć w ramach przygotowania do rozprawy, co oprócz innych czynników jest jednym z powodów przewlekłości postępowań; dostrzega, że kultura osobista sędziego rozmija się z jego wyobrażeniem, jaki poziom powinna sobą reprezentować osoba pełniąca taką funkcję, a przede wszystkim orientuje się, że to, co sędzia ustalił jako podstawę faktyczną wyrokowania, rozmija się z rzeczywistym stanem faktycznym (ten, co przegrał, ma poczucie krzywdy; ten co wygrał, że udało mu się sąd „wymanewrować", co przecież nie przyczynia się do prestiżu sądownictwa).
Zły klimat
Oczywiście nie wolno generalizować i twierdzić, że dotyczy to wszystkich spraw i sędziów. Należy mieć nadzieję i wierzyć, że są to przypadki odosobnione. Niestety, bardzo wielu obywateli takie opinie wyraża i to jest niepokojące. Gdyby czynili to tylko politycy lub tzw. czwarta władza, która goni za sensacją, można by przykładać do tego mniejsze znaczenie, ale niestety jest inaczej.
Za taki stan rzeczy wini się samych sędziów, a co najgorsze, władza wykonawcza i ustawodawcza „biorąc niejako w obronę obywateli" spektakularnie głosi, że będzie sądownictwo naprawiać, a czyni to w atmosferze walki z sędziami. Zarówno jednak ustawodawcy, jak i władzy wykonawczej umyka, że to te władze są winne takiemu stanowi sądownictwa. Sprawa sądownictwa, choć jest ono – co widać szczególnie obecnie – filarem demokracji (jako stróż prawa) została w dużej mierze zapomniana w okresie transformacji.
Od adeptów prawa, którzy kończyli studia w latach dziewięćdziesiątych, zgodnie z tezą, że najważniejszy jest rynek, nie wymagało się już szerokich, jak przystało na absolwenta uniwersytetu, horyzontów. Z ław uniwersyteckich zaczęła wkraczać na tzw. rynek, obok ludzi światłych w pełnym tego słowa znaczeniu, rzesza świetnie wykształconych „rzemieślników prawa", którzy częstokroć uważali, że ich wiedza „bo uczyli się już nowego prawa" jest lepsza niż prawników wykształconych w starym systemie. Ta część, która trafiała na aplikację sędziowską – a doprawdy byli to ludzie z ogromną wiedzą teoretyczną, gdyż egzaminy wstępne były bardzo trudne – dodatkowo spotykała się deprecjonowaniem walorów etycznych i niezależności sędziów orzekających w poprzednim systemie, co było w ogromnym stopniu krzywdzące. A to oni przecież mieli ich nauczyć zawodu, oni byli ich patronami, oni mieli ich uczulić, jak być sędzią wymierzającym sprawiedliwość, a nie sędzią tylko stosującym prawo, jak podejść do stron, jak przemówić do różnych ludzi, jaką przyjąć metodykę pracy. To ci „starzy" sędziowie mieli większe wyczucie społeczne, wyczucie sprawiedliwości i prestiż, niezależnie od tego, jak w poprzednim systemie ta sprawiedliwość była rozumiana i jakie były realne ramy jej urzeczywistniania. Pamiętajmy, że godnych potępienia była tylko garstka tych sędziów, którzy nie dochowując niezawisłości, działali na polecenie władz w procesach politycznych.