Nieracjonalne kryteria
Zaproponowane kryteria nie opierają się na racjonalnych i ogólnie przyjętych zasadach podziału tego typu wynagrodzeń. Ewidentnie chodzi tu o ukaranie pracowników, którzy w październiku uczestniczyli w protestach i masowo brali L4. Wytyczne resortu można też odebrać jako próbę zastraszenia. Zakwestionowanie prawa do korzystania ze zwolnień lekarskich w dobie pandemii wydaje się jednak nieodpowiedzialne i może mieć opłakane skutki. Teraz szczególnie pracownik nie powinien był być karany za to, że, widząc u siebie objawy infekcji i mając na względzie bezpieczeństwo oraz zdrowie innych pracowników, udał się do lekarza i został skierowany na test, a co za tym idzie, na kwarantannę lub izolację. Wątpliwe są też podstawy prawne wytycznych ministerstwa, bo warunki podziału dodatkowych środków finansowych dla pracowników winny być ustalane między pracodawcą a związkami zawodowymi. Co więcej, minister nie jest pracodawcą osób zatrudnionych w sądach, a jego wytyczne nie stanowią źródeł prawa powszechnego i ie mogą być stosowane bezpośrednio wobec pracowników sądów.
Wszystkie te argumenty podnosiły związki zawodowe działające w wymiarze sprawiedliwości. Żądały od dyrektorów i prezesów sądów, by ci nie kierowali się wytycznymi MS, ale zamiast tego podzielili dodatkowe środki zgodnie z prawem, ustalając zasady ze stroną społeczną. Odpowiedź wszędzie była taka sama: „Nie możemy tego zrobić, inaczej dyrektor straci pracę".
W normalnej sytuacji związkowcy byliby pewnie zszokowani, jednak w polskim sądownictwie już mało co zaskakuje. Pracownicy sądownictwa mają naprawdę ciężką i odpowiedzialną pracę. Pracują na bardzo wrażliwych danych osobowych, od nich zależą wpisy do rejestrów, prawidłowe doręczenia, prawidłowe prowadzenie akt, a asystenci sędziów piszą projekty wyroków, uzasadnień, postanowień. Kuratorzy sądowi opiekują się dysfunkcyjnymi rodzinami i pilnują, by przestępcy wykonywali orzeczone wobec nich kary i obowiązki. Pracownicy sądów codziennie spotykają się z największymi dramatami swoich współobywateli: zabójstwa i przestępstwa seksualne, rozwody i konflikty o opiekę nad dziećmi, eksmisje i upadłości konsumenckie. Trudne sprawy, których jest bardzo dużo – rocznie do sądów wpływa ich łącznie ok. 15 milionów.
Płace w sądzie na stanowiskach wspomagających (to kategoria, która obejmuje zdecydowaną większość osób zatrudnionych w sądach) zaczynają się poniżej najniższej krajowej, tj. 2,6 tys. zł brutto. Górna granica widełek to 8,4 tys. zł brutto. Nie ma jednak żadnych ministerialnych wytycznych mówiących, którzy pracownicy, na jakich stanowiskach i po jakim stażu pracy mają uzyskiwać pensje zbliżone do maksymalnej kwoty. Efekt? Uznaniowość i daleko idące nierówności w wynagrodzeniach w różnych częściach kraju, ale często również w ramach jednej apelacji czy nawet jednego zakładu pracy. Większość pracowników zarabia jednak pensję bliższą minimalnej krajowej. Również awans nie powoduje automatycznie podwyżki. Jeśli ktoś, np. w uznaniu doświadczenia, uzyskuje tytuł starszego sekretarza czy starszego asystenta, często oznacza to jedynie dłuższy napis na pieczątce i więcej obowiązków.
Inflacja, a w szczególności rosnące koszty żywności, energii, paliwa czy najwyższy w Europie wzrost cen mieszkań i opłat za wynajem, powoduje, że płace pracowników sądów realnie tracą na wartości. W 2021 r. nie dostali oni żadnej podwyżki inflacyjnej. Mieli jej też nie dostać w 2022 r. Po rozpoczęciu protestów ministerstwo obiecało podnieść wynagrodzenia o 4,4 proc. Tymczasem inflacja sięga obecnie 7 proc. Sytuacja jest dla pracowników tym bardziej niezrozumiała, że w tym roku politycy podnieśli swoje pensje o 40–60 proc.
Pensje i warunki
Ale protesty w sądownictwie dotyczą nie tylko wynagrodzeń, lecz także złej organizacji pracy w sądach czy rozpowszechnionego mobbingu. W tym roku związek zawodowy KNSZZ Ad Rem założył w swoich strukturach komisję do spraw mobbingu o nazwie „Bezpieczni". Odzew przekroczył najśmielsze oczekiwania. W całej Polsce związek prowadzi 20 oficjalnych postępowań o mobbing, a jedna sprawa trafiła już do sądu.