W Ministerstwie Sprawiedliwości trwają prace nad elektronicznym systemem potwierdzania pism sądowych. Trwałoby kilka sekund, a nie kilkanaście dni czy kilka tygodni.
Gdyby się udało wprowadzić taki system, byłaby to wręcz rewolucja w sądownictwie, gdyż dostarczanie przesyłek sądowych to od lat pięta achillesowa polskiego sądownictwa. Potwierdzenie, że pozew czy zawiadomienie o rozprawie dotarło do strony czy świadka, warunkuje zwykle prowadzenie procesu, a jego brak to najczęstszy powód spadania rozprawy z wokandy.
– Nie tylko spadania – dodaje Marcin Łochowski, sędzia cywilny z SO Warszawa-Praga. – Nawet zakładając, że potwierdzenie zawiadomienia o sprawie wróci dopiero po miesiącu, sędzia nie może wyznaczyć rozprawy, gdyż ryzykuje, że nie dojdzie ona do skutku.
Elektronika lepsza niż papier
Pomogłoby zastąpienie tradycyjnego potwierdzania doręczeń za pomocą kartonowej zwrotki, która musi wrócić podpisana do sądu, elektronicznym potwierdzeniem. Listonosz mógłby np. odbierać na tablecie czy podobnym urządzeniu podpis adresata. W tym wypadku sąd opierałby się na zaufaniu do informacji z poczty.
227 tys. doręczeń wysyła rocznie tylko jeden sąd okręgowy, średnio 5,6 na sprawę