Żądanie dostarczenia do Ministerstwa Sprawiedliwości akt spraw Marcina P., lustracja z powodu niezadowalających działań nadzorczych w okręgu gdańskim – z jednej strony – wydawać się mogą naturalnymi działaniami Jarosława Gowina, szefa resortu sprawiedliwości. Minister dostrzegł problem i wszelkimi sposobami stara się go rozwiązać i winnych zaniedbań pociągnąć do odpowiedzialności.
Z drugiej jednak strony coraz głośniej i odważniej się mówi, że podejmując te działania, Jarosław Gowin przekracza dozwolony nadzór ministra sprawiedliwości nad działalnością sądów. Jeszcze rok temu nawet takie poczynania nie mogłyby nikogo dziwić. Teraz nie jest to już takie jednoznaczne. A wszystko za sprawą zmiany przepisów, do której doszło wiosną tego roku.
Otóż od 28 marca 2011 r., kiedy weszła w życie nowela do ustawy o ustroju sądów powszechnych, sposób sprawowania nadzoru przez ministra bardzo się zmienił. Od tego czasu to prezesi sądów apelacyjnych odpowiadają za nadzór w swoich apelacjach. Minister zaś pilnuje ich nadzoru.
Jeśli dokładnie przyjrzeć się noweli do tej ustawy, to wynika z niej wprost, że minister Gowin nie powinien żądać dostarczenia do Ministerstwa Sprawiedliwości akt spraw Marcina P., prezesa Amber Gold. Argument?
Art. 37g § 1 ustawy wymienia bowiem wszystkie czynności, które ministrowi w trybie zewnętrznego nadzoru administracyjnego podjąć wolno. Chodzi o zamknięty katalog interwencji – analizę informacji rocznych o działalności sądów; ustalenie ogólnych warunków wewnętrznego nadzoru administracyjnego, wykonywanego przez prezesów sądów apelacyjnych; kontrolę wykonywania obowiązków nadzorczych przez prezesów sądów apelacyjnych oraz wydawanie stosownych zarządzeń. Ustawa o ustroju sądów powszechnych ani słowem nie wspomina więc o dostępie do akt konkretnych spraw.