Ministerstwo Sprawiedliwości zamierza skierować asesorów sądowych do orzekania w sprawach rodzinnych i opiekuńczych oraz nieletnich. Co pani uważa o tym pomyśle?
Jako sędzia z ponad 10-letnim stażem w sądach rodzinnych uważam, że jest to bardzo dobry pomysł i słuszna droga do wzmocnienia pionu rodzinnego. Popieramy propozycję ministerstwa, która powinna jednak pojawić się już dawno. Od wielu lat nie możemy zrozumieć, dlaczego asesorzy zostali odsunięci od orzekania w tych wydziałach. Nie widzimy dla tego działania żadnego uzasadnienia, a dostrzegamy jedynie szkodę dla dobra spraw rodzinnych. Blokuje to bowiem przyszłym sędziom możliwość nabycia niezbędnego warsztatu i umiejętności, które można zdobyć przede wszystkim poprzez praktykę. Szereg sędziów rodzinnych, których znam rozpoczynało lata temu swoją ścieżkę zawodową w sądach rodzinnych właśnie jako asesorzy i nie miało to ani wtedy ani później żadnych negatywnych skutków dla orzecznictwa.
Czytaj więcej
Rząd chce usprawnić rozpatrywanie spraw w wydziałach rodzinnych i nieletnich. Do sądów tych mają...
Propozycja resortu spotkała się z krytyką części prawników, którzy twierdzą, że asesorzy są za młodzi i brakuje im doświadczenia życiowego, żeby rozstrzygać sprawy rodzinne. Czy nie są to słuszne uwagi?
Są to uwagi całkowicie chybione. Doświadczenia życiowego nie można mierzyć sumą przeżytych lat. Każdy bowiem ma inne doświadczenia, które wynosi najpierw ze swoich domów rodzinnych, a potem z rodzin, które zaczyna tworzyć. Poza tym wielu bardzo dobrych sędziów rodzinnych to ludzie, którzy nie założyli rodzin, nie mają dzieci. Są za to świetnymi orzecznikami. Pamiętajmy też, że poważne sprawy, które dotykają materii rodzinnej rozstrzygają już asesorzy w wydziałach cywilnych i karnych. Mam na myśli chociażby orzekanie: o eksmisji z ustawy o przemocy domowej, o podziałach majątku i spadku, w sprawach o znęcanie.
Innego zdania jest jedno ze stowarzyszeń sędziowskich, które twierdzi: „W sprawach rodzinnych zazwyczaj podejmuje się decyzje dotyczące opieki nad dziećmi (…) trudno, aby te decyzje podejmowały osoby, które zazwyczaj jeszcze nie mają własnych dzieci lub mają je, ale jeszcze bardzo małe”. Co pani na to?
Ten argument jest całkowicie nietrafiony. Powtarzam, wielu sędziów rodzinnych w wieku 40 czy 50 lat z różnych powodów nie ma dzieci, a z powodzeniem orzeka. Czy zatem należałoby ich wyłączyć z rozpatrywania spraw w pionie rodzinnym? Czy ktoś, kto nigdy nie zawarł związku małżeńskiego, nie rozwiódł się, nie może orzekać o rozwodzie? Na szczęście nie ma takich warunków kwalifikacyjnych do wejścia do zawodu. Byłby to absurd. Trzeba też pamiętać, że część młodych asesorów ma bogate doświadczenia wyniesione z własnych domów rodzinnych. Niektórzy żyli chociażby w rodzinach wielopokoleniowych i mogą mieć dużo większe doświadczenie życiowe w zakresie opieki nad dziećmi i funkcjonowania rodziny niż 50-latek, który był jedynakiem, a w dorosłym życiu żyje samotnie.
Asesorami zostają już osoby 28-29-letnie. Czy uważa pani, że osoba przed 30-tką może legitymować się na tyle pogłębionym doświadczeniem życiowym, żeby rozstrzygać np. o losie dziecka, które może doznawać przemocy?
Mimo że doświadczenie życiowe jest określone jako cecha, którą musi mieć sędzia rodzinny, to trudno określić ją za pomocą liczby. Oczywiście powinna być jakaś umowna granica, ale nie może być ona jedynym wyznacznikiem. Jaką pogłębioną wiedzę o problemach, z którymi boryka się rodzina stoczniowców z Gdyni mieszkająca w mieszkaniu komunalnym ma 40-letni sędzia mieszkający w dużym domu z ogródkiem? Zapewne niewielką. Jako sędziowie rodzinni często orzekamy w sprawach grup społecznych, w których nie funkcjonujemy. Uważam, że asesorzy nie są za młodzi, aby orzekać w wydziałach rodzinnych i sprawdzą się w tej roli. Powinniśmy przy tym zainwestować w ich intensywne szkolenia, studia podyplomowe, spotkania z psychologami, współpracę z fundacjami. W ten sposób oraz poprzez praktykę nabywa się cenne w naszym zawodzie umiejętności.