Donald Tusk – szczęściarz czy talent?

Donald Tusk jest bardzo ambitnym graczem, ale pozbawionym cech wielkiego przywódcy. Jego siła to zwyczajność i swojskość. Jest wcieleniem awansu z podwórka na salony – pisze psycholog społeczny Norbert Maliszewski

Aktualizacja: 14.11.2007 06:41 Publikacja: 14.11.2007 03:25

Donald Tusk – szczęściarz czy talent?

Foto: Rzeczpospolita

Red

Obecnie Donald Tusk ma miażdżącą przewagę nad kontrkandydatami na fotel prezydenta. Mało kto jednak zauważa, że gdyby doszło do II tury wyborów, to Tusk tylko nieznacznie wygrałby z politycznym emigrantem Kazimierzem Marcinkiewiczem.

Jeszcze miesiąc przed październikowymi wyborami parlamentarnymi szef PO był postrzegany jako polityk „po przejściach”, o niezbyt dużej charyzmie, gracz pierwszej ligi, ale nie ulubieniec tłumów. Był doceniany, ale trudno było wskazać jego konkretną zasługę, jakąś porywającą myśl. Ze względu na tę słabość lidera Platformy niektórzy ludzie odwracali się od jego partii i gotowi byli wesprzeć LiD.

Potem jednak były debaty telewizyjne z Jarosławem Kaczyńskim i Aleksandrem Kwaśniewskim. Donald Tusk wykorzystał okazję i wygrał wybory. Pytanie zasadnicze brzmi: czy debaty były chwilową zwyżką formy, czy może dopiero wtedy, w pełnej krasie, w bezpośredniej walce, mógł ujawnić się talent Tuska? Od razu nasuwają się także kolejne pytania: czy ta przyjaźń wyborców, chwilowa namiętność, przekształci się w trwałą miłość do Tuska? I czy mu się uda być dobrym premierem, czy czeka go prezydentura?

Donald Tusk jest bardzo ambitnym graczem, ale – moim zdaniem – pozbawionym cech wielkiego przywódcy. Nie podążą za nim tłumy, ale ludzie chętnie go wysłuchają, zidentyfikują się, gdyż siłą Tuska jest jego zwyczajność, swojskość. Ten liberał jest przywódcą ludowym, ale z nutką większych aspiracji. Pochodzi z ubogiej rodziny, lubi grać w piłkę, jeździć samochodem, pożartować sobie, pogadać zarówno z nastoletnimi kibicami, jak i starszymi ludźmi. A jednocześnie kojarzy się z sukcesem, byciem przedsiębiorczym, lepszymi garniturami. Jest wcieleniem awansu z podwórka na salony.

Z biednego podwórka Tusk wyrwał się prawdopodobnie dzięki swojej ambicji i marzycielstwu. O tej ostatniej cesze świadczą wypowiedzi, w których jest dużo o cudach, marzeniach, wierze. Być może ta nierzeczywistość, oderwanie, była źródłem poprzednich niepowodzeń Tuska. Natomiast kiedy zaprezentował się jako facet, który dobrze wie, jak pokierować państwem, wygrał debatę telewizyjną z Kaczyńskim. Nie wiadomo, czy to była długotrwała zmiana, gdyż w czasie powyborczej nocy 21 października Tusk przemówił Tuskiem – czyli górnolotnie. Exposé pokaże, czy usłyszymy słowa, słowa, czy też zapowiedź czynów.

Jak do tej pory w sferze czynów Donald Tusk pokazał się w trzech wcieleniach: jako współtwórca Platformy w 2001 roku, jako podwójny przegrany w 2005 roku i jako odmieniony lider w 2007 roku. Na podstawie tych tak różnych doświadczeń politycznych trudno przewidywać przyszłe losy Tuska. Tym bardziej że obecny lider PO nigdy nie sprawował faktycznej władzy, ani przez chwilę nie był członkiem żadnego rządu.

Tusk to towar ryzykowny, bo nieprzewidywalny. Raz sprzedaje się jak ciepłe bułeczki, a innym razem jak zeschły ser. Karkołomne byłoby więc dziś prorokowanie, czy mu się uda, czy nie

Można powiedzieć, że Tusk to towar ryzykowny, bo nieprzewidywalny. Raz sprzedaje się jak ciepłe bułeczki, a innym razem jak zeschły ser. Z pewnością należy panu premierowi (przyszłemu) życzyć sukcesów. Ale karkołomne byłoby dziś prorokowanie, czy mu się uda, czy nie.

Natomiast można analizować, jak będą odbierane jego działania przez różne grupy wyborców.

W tym celu nie skorzystam z demograficznych podziałów na młodych – starszych, mieszkańców miast – wsi, ściany wschodniej i zachodniej. To podziały zafałszowujące rzeczywistość. W marketingu komercyjnym, bardziej rozwiniętym w Polsce niż marketing polityczny, często dokonuje się podziałów pod względem wartości i stylów życia. Grupy ludzi łatwiej usystematyzować ze względu na postawy, poglądy, rodzaj języka, dowcip niż np. ze względu na metrykę.

Pisałem już w „Rzeczpospolitej” o pierwszej z tych grup, o pokoleniu „nie”. To ludzie o otwartych poglądach; nowocześni, aspirujący, indywidualiści. Zjednoczył ich protest przeciwko polityce PiS (stąd pokolenie „nie”). Będą dużo wymagać od Tuska, zwłaszcza konkretów, nie dadzą się mamić tanimi błyskotkami.

Właśnie dlatego duża część tej grupy niemal na pewno poczuje się zawiedziona, gdyż ze względu na dużą inercję takich złożonych systemów jak państwo nie można się spodziewać szybko efektów. Drogi i stadiony nie powstaną z dnia na dzień. Ta grupa nie pokocha więc mocno Donalda Tuska.

Jednak nikt lepiej od lidera PO nie reprezentuje ich poglądów. Są na tyle politycznie świadomi, że pamiętają o korzeniach polityków LiD, o niepowodzeniach SLD podczas rządów Leszka Millera. Nie zagłosują też na Lecha Kaczyńskiego. Przykład daje Warszawa. Pomimo korkowego tempa zmian pod rządami PO w tym mieście pokolenie „nie” gremialnie poparło Donalda Tuska, a nie Jarosława Kaczyńskiego.

Druga grupa to ludzie o liberalnych poglądach w sferze wartości, kosmopolici, żelazny elektorat partii lewicowych. Są otwarci na amory ze strony Donalda Tuska. Dają mu jasne sygnały (z szefem PO podobno chciała się spotkać delegacja środowisk lesbijek). Tusk może im się podobać, bo – co z lubością podkreślały niektóre gazety – nosił kiedyś włosy jak Jim Morrison, w liceum był zbuntowanym dzieckiem kwiatem.

Ale sam Donald Tusk nie będzie ani odwzajemniał miłości tej grupy, ani jej szczególnie zrażał. Duża część spośród tych wyborców pozostanie wierna LiD, gdyż Tusk będzie puszczał oko do bardziej prawicowego elektoratu – zwykłych tradycjonalistów.

Owi zwykli tradycjonaliści to grupa, dla której istotne są takie wartości, jak rodzina, polskość, tradycja. Są do nich przywiązani, głęboko one w nich tkwią, ale szczególnie się z tym nie afiszują. Jeśli chodzi o liczebność, są największą w Polsce grupą. To właśnie ich Donald Tusk kokietował podczas debat wyborczych, mówiąc o swoim podwórowym dzieciństwie i swojej swojskości.

Co więcej, premier (przyszły) podczas wywiadów w ostatnim tygodniu często używał charakterystycznych dla tej grupy słów kluczy – „solidarność”, „wspólnota”, „rodzina”. Jednak o sympatię tej grupy będą także walczyli prezydent Lech Kaczyński i PiS. Tusk musi więc uważać, aby w tej licytacji na komplementy dla tej grupy zbyt jawnie nie zdradził pokolenia „nie”.

Obok „zwykłych” są także „radykalni tradycjonaliści”. Nie lubią Donalda Tuska, m.in. za proeuropejskość i za dziadka z Wehrmachtu. Tusk dostanie od nich czarną polewkę.

Ale o ich względy nie powinien także szczególnie zabiegać Lech Kaczyński, gdyż będzie naturalnym wyborem tej grupy (to był błąd PiS w wyborach parlamentarnych – przekonywanie już przekonanych). Takie zabiegi prezydenta zraziłyby „zwykłych” tradycjonalistów, którzy pragną się odciąć od „walczących”.

Tu dygresja: sposób traktowania tej grupy przez niektórych dziennikarzy uważam za przejaw braku humanizmu. Dbając o polityczną poprawność, stają się uprzedzeni. W opisie tej grupy powinni się częściej kierować słowami Kurta Vonneguta, który w żadnej swojej książce nie przedstawiał czarnego charakteru. Każdy ma swoje racje, a piętnować należy tylko zachowania, które łamią podstawowe ludzkie wartości.

Ostatnią znaczącą grupą elektoratu są „ludowcy”. To nie tylko mieszkańcy wsi, prowincji, ale także mieszczuchy, którzy na weekend wyjeżdżają do rodziny na wieś. Wiejskie korzenie są istotnym elementem ich tożsamości.

Charakterystyczne dla tej grupy jest działanie na rzecz interesu nie tyle narodu, ile własnej wsi, swoich. O takie – typowe dla tej grupy – zachowania oskarżany jest jej obecny polityczny ulubieniec – czyli PSL. Dzięki gospodarczym wizytom, poparciu ze strony Waldemara Pawlaka, zachowaniu KRUS Donald Tusk może ugrać dodatkowych kilka punktów poparcia. Na więcej nie powinien liczyć, gdyż prezenty dla takiej grupy będą bardzo kosztowne. A co gorsza zazdrosne mogą się poczuć także inne grupy.

Gdyby wybory prezydenckie miały się odbyć niebawem, to Donald Tusk miałby ogromne szanse, aby je wygrać. Ale warto pamiętać, że jeszcze parę dni przed wyborami w 2005 roku wydawało się, że Tusk i PO mają w kieszeni podwójne zwycięstwo, a na dwa tygodnie przed ostatnimi wyborami do parlamentu wszystko wskazywało na to, że wygra PiS. W tym ostatnim przypadku – jak wiemy – kluczowa okazała się debata. Tusk dostał swoją szansę i – mimo wszystkich wcześniejszych błędów – z niej skorzystał.

Ale może talent polityka polega właśnie na dostrzeganiu takich szans i ich wykorzystywaniu?

Autor jest psychologiem społecznym, kierownikiem studiów podyplomowych psychologia reklamy organizowanych przez Uniwersytet Warszawski i agencję reklamową Publicis

Obecnie Donald Tusk ma miażdżącą przewagę nad kontrkandydatami na fotel prezydenta. Mało kto jednak zauważa, że gdyby doszło do II tury wyborów, to Tusk tylko nieznacznie wygrałby z politycznym emigrantem Kazimierzem Marcinkiewiczem.

Jeszcze miesiąc przed październikowymi wyborami parlamentarnymi szef PO był postrzegany jako polityk „po przejściach”, o niezbyt dużej charyzmie, gracz pierwszej ligi, ale nie ulubieniec tłumów. Był doceniany, ale trudno było wskazać jego konkretną zasługę, jakąś porywającą myśl. Ze względu na tę słabość lidera Platformy niektórzy ludzie odwracali się od jego partii i gotowi byli wesprzeć LiD.

Pozostało 93% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości