Kończymy z tym g… – mówił ze sceny w bazie marynarki wojennej Quantico Pete Hegseth. Zapowiedziana podczas inauguracji 47. Prezydenta Donalda Trumpa „rewolucja zdrowego rozsądku” dotarła w ten sposób do miejsca, które dla Ameryki i jej tożsamości jest krytyczne – do armii.
Armia będzie walczyć z woke, miesiącami dumy i klimatu…
Na precedensowe spotkanie z dotychczasowym sekretarzem obrony i prezydentem zwołano setki generałów i admirałów z całego świata, nie uprzedzając ich, co jest celem spotkania. Spodziewano się masowych zwolnień, czystek, tymczasem obaj politycy ogłosili ideologiczną rewolucję w amerykańskim wojsku. Hegseth stwierdził, że departament obrony, który za czasów jego poprzedników miał się zmienić w „Departament Woke” (czyli rzekomo miał się zajmować promowaniem równości niż obroną kraju, co właśnie było tym g…, z którym trzeba skończyć), będzie się teraz nazywał Departamentem Wojny.
Mężczyźni nie będą mogli nosić zarostu ani sukienek. Koniec z miesiącami dumy i klimatu. Od teraz w amerykańskim wojsku ma się liczyć wyłącznie tężyzna fizyczna. – Nie ma już miesiąca różnorodności, nie ma już biur DEI, nie ma już kultu klimatu. Jeśli chcesz mieć brodę, idź do sił specjalnych. Jeśli nie, to się ogól – radził Hegseth.
… a także z wrogiem wewnętrznym na ulicach amerykańskich miast
Przekaz był prosty. Wojsko nie ma służyć ekspedycjom w odległych krajach, czas na obronę ojczyzny. – Ameryka jest ofiarą inwazji od wewnątrz, zupełnie jak przez obcego wroga, ale pod wieloma względami jest trudniej, ponieważ oni nie noszą mundurów – perorował Trump, przekonując że będzie chciał, by żołnierze zamiast na poligonach zdobywali doświadczenie, walcząc z przestępczością i nielegalną migracją na ulicach amerykańskich miast.