PiS staje się funduszem emerytalnym dla Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższego otoczenia – twierdzi coraz więcej osób, które mają za sobą członkostwo w PiS. Można tu wymienić Pawła Kowala, Kazimierza Marcinkiewicza. Także Zbigniewa Ziobrę i Jacka Kurskiego, gdy uważniej wsłuchamy się w ich pretensje wobec partii.
To coś więcej niż tylko żale rozgoryczonych. To ocena możliwości ofensywnych głównej partii opozycyjnej. Marcinkiewicz i Kowal są dzisiaj na marginesie polityki, Ziobro też może się tam znaleźć. Ale oni wszyscy pamiętają PiS sprzed kilku lat – pełen optymizmu i wiary w zwycięstwo. Dziś często także politycy PiS, którzy obecnie pozostali wierni Kaczyńskiemu, z rezygnacją przyznają, że ich partia sama z siebie nie jest w stanie zwyciężyć.
To nie oznacza, że Ziobro osiągnie spektakularny sukces. Jego zwolennicy mówią, że zależy im tylko na przeskoczeniu progu wyborczego w 2015 r. Trudno na razie przesądzać, jakie mają szanse. Jest jednak prawdopodobne, że ich istnienie jako samodzielnej grupy znacząco zmieni układ sił na scenie politycznej.
Wyrzucenie Ziobry osłabia wiarę w Jarosława Kaczyńskiego w oczach elektoratu prawicowego. Ziobrystów nie można zdezawuować tak jak PJN-owców, przedstawiając ich jako zdrajców spiskujących z PO. Ziobro na dodatek będzie licytował się z Kaczyńskim na prawicowość. Nie jest też pewna reakcja Radia Maryja i podobnych mu mediów.
Już dziś wiadomo, że Ziobro i jego otoczenie rozważają wystawienie go w wyborach prezydenckich w 2015 r. Wynik będzie pewnie słaby, ale... – Po czerwcu będzie październik – powiedział jeden z jego współpracowników. Czyli kampania prezydencka Ziobry stanie się promocją ugrupowania. Zaś jego start w wyborach może utrudnić Kaczyńskiemu wejście do drugiej tury. Nie jest to jednak radosna wiadomość dla PO i jej kandydata. Bo według dzisiejszych danych tylko Ruch Palikota wykazuje się potencjałem wzrostu. On sam mówi, że chce wygrać dzięki rosnącemu wskutek kryzysu niezadowoleniu. Jego kalkulacje są też oparte na tym, że w wyborach odnotował wysokie poparcie wśród najmłodszych wyborców. Liczy, że i za cztery lata zgarnie większość głosów następnych wchodzących w dorosłość.