Karta Dużej Rodziny coraz bardziej zapełnia się treścią. W piątek do programu dołączyło kolejnych kilkanaście firm. Zniżki oferują m.in. Świat Książki (15–20 proc.), księgarnia internetowa Bonito (5 proc.), sieć kin Helios (20 proc.), PKO BP ?i Bank Ochrony Środowiska czy operator komórkowy Play (do 30 proc.).

To bardzo dobra informacja dla rodzin wychowujących co najmniej troje dzieci. Tak naprawdę to właśnie biznes i samorządy, które będą wypełniać KDR swoją ofertą, mogą realnie pomóc wielodzietnym. Ulgę w portfelu dadzą raczej zniżki przy codziennych zakupach niż na bilety do muzeum. Trudno nie odnotować w tym miejscu zasług Ministerstwa Pracy, które zabiega o partnerów projektu, i osobistego zaangażowania ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza, a zwłaszcza wiceminister Małgorzaty Marcińskiej.

Dokładnie sprzeczna z tym, co się dzieje wokół karty na poziomie biznesu i resortu pracy, jest postawa PKP InterCity. Przypomnijmy: gdy powstał pomysł programu, zachętą do jego upowszechnienia na poziomie ogólnokrajowym miały być zniżki na przejazdy koleją. Chodziło o to, by były one na tyle atrakcyjne, aby wielodzietni masowo ruszyli po karty. Wtedy do programu chętniej przystępowałyby też samorządy i prywatne firmy. Wiedzą, że dodatkowy obrót w ich placówkach może zrekompensować niższe marże. Jednak PKP, podlegające obecnie wicepremier Elżbiecie Bieńkowskiej, zawiodło. Najpierw, jeszcze pod rządami Sławomira Nowaka, o czym pisaliśmy w „Rz", opóźniało wprowadzenie zniżek. Wreszcie gdy je przyznało, zrobiło to w maksymalnie ograniczonym zakresie. Wynoszą ?25 proc., ale przysługują jedynie wtedy, gdy pociągiem podróżuje jednocześnie co najmniej trzech członków rodziny. ?To nieżyciowe rozwiązanie. Choćby z tego powodu, że członkowie wielodzietnych rodzin często są w bardzo różnym wieku i trudno od nich wymagać, by zawsze poruszali się razem. Wydaje się, że strategia PKP polega na tym, by zyskać dobry wizerunek, ale jak najmniejszym kosztem.

Trudno to zrozumieć. Zwolennicy KDR podkreślają, że jeśli zniżki w PKP byłyby realne, przewoźnik mógłby nawet zarobić na większym zainteresowaniu jego usługami. Przecież i tak ponosi koszty stałe w postaci wysłania taboru na tory, a gdyby więcej osób kupowało bilety, zyskałby więcej.

Nie bez znaczenia jest też sfera symboliczna. Rząd chwali się kartą – trzeba przyznać, że ją wprowadził i propaguje. Sam jednak oferuje zniżki o wiele mniejsze, niż życzy sobie od biznesu. To hipokryzja. Trudno uwierzyć, że wicepremier Bieńkowska czy nawet premier Donald Tusk nie mogą przekonać PKP do większego wsparcia wielodzietnych. Byłby to nie tylko przykład prawdziwej troski, ale także uczciwości w stosunku ?do tych, którzy projekt wspierają we własnym zakresie.