Reklama

Dziesięć lat od śmierci Jana Kulczyka. Jego osiągnieć nie powtórzył nikt

Jan Kulczyk budził kontrowersje, ale w biznesie i nie tylko działał z niesamowitym rozmachem oraz skutecznością. Dotychczas w Polsce nikt go pod tym względem nie wyprzedził.

Publikacja: 29.07.2025 04:40

Jan Kulczyk

Jan Kulczyk

Foto: PAP/Rafał Guz

Jedna strona: wizjoner, biznesmen o niewiarygodnej wręcz intuicji i skuteczności, mecenas nauki i sztuki. I oczywiście najbogatszy Polak. Druga strona: gracz, który bardzo zręcznie poruszał się na styku biznesu państwowego i prywatnego, potrafił wykorzystać słabości państwa do budowania swojego imperium, a inicjatywy społeczne były tylko dźwignią do robienia interesów.

Reklama
Reklama

Który obraz Jana Kulczyka jest prawdziwy? Im więcej czasu upływa od jego śmierci, tym bardziej wyostrzają się kontury tego pierwszego zarysu. Postaci nietuzinkowej, choć popełniającej błędy, do czego zresztą sam otwarcie się przyznawał. Co więcej, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że gdyby polscy przedsiębiorcy bardziej przejęli niektóre sposoby działania Kulczyka, ich biznes byłby mocniejszy. A może w wielu wymiarach, także społecznych, po prostu ważniejszy i bardziej obecny w świadomości Polaków.

Dlaczego Jan Kulczyk wyprzedzał innych?

Kulczyk potrafił wykorzystać specyfikę danego czasu, wyprzedzić o parę długości rzeczywistość i znaleźć się w swojej ulubionej roli pioniera. Tak było na początku polskiej transformacji, na przełomie lat 80. i 90., na progu jego wielkiej biznesowej kariery. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się to może dosyć proste, ale trzeba było umieć wyciągnąć wnioski z konstatacji, że Polskę czeka skok w kapitalizm. Że to będzie oznaczało falę prywatyzacji nieefektywnych państwowych firm, bogacenie się społeczeństwa, które na przykład zacznie kupować samochody, czy rozwój różnego rodzaju infrastruktury – od telekomunikacyjnej poprzez energetyczną do drogowej. Kulczyk tam wszędzie był i prawie zawsze potrafił wykorzystać swoją biznesową szansę.

Czytaj więcej

Jan Kulczyk, legenda polskiej gospodarki

Swoją drogą, dzisiaj Polska również jest miejscem potężnych przemian. Ciągła rozbudowa infrastruktury, transformacja energetyczna, rewolucja technologiczna, inwestycje w bezpieczeństwo. Czy na tych procesach spektakularnie rośnie niepaństwowy polski biznes? Przykład pierwszy z brzegu: farmy wiatrowe na Bałtyku, tworząca się na naszych oczach gałąź energetyki. Najpoważniejszym polskim prywatnym graczem w tych inwestycjach jest… założona przez Jana Kulczyka Polenergia, obecnie własność jego córki Dominiki. Ale patrząc szerzej: czy polscy przedsiębiorcy potrafią wykorzystać momentum, tak jak przed laty robił to Jan Kulczyk? Trudno oprzeć się wrażeniu niedosytu. Czego teraz brakuje, a czego nie brakowało Kulczykowi?

Reklama
Reklama

Strategie najbogatszego Polaka

W jego przypadku wizja, nawet w przypadku perturbacji, była zastępowana przez inną wizję. Znamienna jest tu historia podupadającego poznańskiego Lecha Browary Wielkopolski, który Kulczyk kupił w 1993 roku. Ówczesna polityka polskiego rządu polegała na niedopuszczaniu do kupna polskich browarów przez wielkich międzynarodowych graczy. Szybko to się skończyło i Kulczyk wyczuł, że ze swoim Lechem nie ma szans w rywalizacji z gigantami przejmującymi największych polskich wytwórców piwa. Potrafił znaleźć partnera, który tak jak on był na biznesowym „musiku” – potężny południowoafrykański koncern SABMiller, który pieniądze poza RPA mógł wydawać wyłącznie na inwestycje i tych inwestycji mocno poszukiwał. Dalszy ciąg tej historii: wejście SABMiller do Lecha, kupno Browarów Tyskich i powstanie Kompanii Piwowarskiej. A Kulczyk wyszedł z polskich browarów na szczególnej zasadzie – został jednym z największych inwestorów w rozproszonym akcjonariacie giganta, z ponad 3-proc. udziałem Sprzedaż tych udziałów przyniosła dekadę temu potężny zastrzyk gotówki firmom prowadzonym już przez jego dzieci.

Ta historia ma też inny wymiar: Kulczyka często oskarżano o to, że przejmuje firmy tylko po to, aby je jak najszybciej sprzedać, inkasując spory zysk. On sam zaprzeczał, podkreślał, że inwestuje w swoje biznesy, buduje ich wartość. Dawny Lech jest najlepszym tego przykładem – kiedy Kulczyk wychodził, to była zupełnie inna firma, rozbudowana, doinwestowana. Podobnie było z Wartą, nie mówiąc już o Polskiej Telefonii Cyfrowej (operatorze dawnej sieci Era), w którą biznesmen zainwestował na samym początku rozwoju telefonii komórkowej w Polsce.

Dlaczego Jan Kulczyk nie chciał już działać z państwem?

Cięższy wymiar oskarżeń wobec Kulczyka wiązał się z różnego rodzaju rzekomymi nieprawidłowościami i kreowaniem polskiej wersji oligarchy żerującego na styku biznes–państwo. Dotyczyło to przede wszystkim prywatyzacji Telekomunikacji Polskiej i jego udziału w tzw. Orlengate, w ramach której to afery biznesmen miał ponoć proponować Rosjanom sprzedaż Rafinerii Gdańskiej. Najbogatszemu Polakowi nigdy jednak nie udowodniono naruszania prawa. Tego rodzaju historie zniechęciły go jednak do robienia interesów ze Skarbem Państwa (z jedynym późniejszym wyjątkiem dotyczącym Ciechu, czyli dzisiejszej Qemetica) i jeszcze mocniej zdopingowały do realizacji wizji, która towarzyszyła mu już od dawna – umiędzynarodowienia biznesu.

To oczywiste, że celem prowadzenia biznesu jest zysk, zarabianie pieniędzy. Kulczyk pojmował to jednak nieco inaczej. Jego autentycznie pasjonowało – podkreślał to w okolicznościach oficjalnych i nieoficjalnych – odkrywanie nowych biznesowych lądów, realizacja wizji, nie tylko pieniądze, ale budowa nowych firm czy struktur. Był przy tym dosyć niecierpliwy, co – jak opowiadał – zadecydowało o tym, że po doktoracie nie pozostał na spokojnej posadzie na uczelni.

Czytaj więcej

Jan Kulczyk- wspomnienie w pierwszą rocznicę śmierci
Reklama
Reklama

W przypadku rozwijania międzynarodowej skali biznesu dużą rolę odegrała jeszcze jedna rzecz: polskość. Kulczyk był autentycznie dumny z tego, że jest Polakiem, chciał być ambasadorem Polski w świecie. Był też dumny z tego, że jako Polak, reprezentant błyskawicznie rozwijającego się kraju, osiągnął taką pozycję, że jest w stanie przeprowadzać na świecie inwestycje liczone w dziesiątkach i setkach milionów dolarów. Szedł szeroko: Europa, Afryka, Ameryka Południowa, Bliski Wschód, partnerstwo z dużym amerykańskim deweloperem. Nie bał się ryzyka, były to przede wszystkim spółki surowcowe, częściowo działające w miejscach, gdzie jeszcze nie odkryto znaczących złóż. Ryzykował, być może bardziej niż w przypadku swoich polskich przedsięwzięć. Ale towarzyszyła temu kolejna wizja – zbudowania konglomeratu surowcowo-energetycznego. Zresztą jego pomysły, choć z dzisiejszej perspektywy niewykonalne, być może w przyszłości odzyskają swoją moc rażenia – taką, jak ten dotyczący masowego importu do Polski energii z Ukrainy. Energii taniej i czystej, bo jądrowej.

Jan Kulczyk wydawał miliony na działalność społeczną

Jednego w swoim życiu Jan Kulczyk na pewno nie musiał robić – tak szeroko rozwijać działalności społecznej. Dziesiątki przedsięwzięć o charakterze mecenatu, stypendia dla naukowców, miliony przeznaczone na wsparcie Polskiego Komitetu Olimpijskiego, Muzeum Polin, Opery Narodowej. Organizacje społeczne i biznesowe. Oczywiście wytykano Kulczykowi, że to wszystko jest podyktowane potrzebami biznesowymi, ten czy inny mecenat ułatwia relacje z tym czy innym. Ale nie w tej skali, dla dobra swoich interesów nie musiał wydawać aż takiej masy pieniędzy na szeroko pojętą działalność społeczną. Wydawał, gdyż mu zależało, zresztą na kulturze znał się całkiem nieźle.

Dominika i Sebastian, przestransformowały biznes ojca, postawiły na nowe obszary, w tym na najnowocześniejsze technologie, które wcześniej nie były mocnym punktem portfolio Jana Kulczyka

Ale towarzyszyła mu też inna, ważniejsza myśl, która teraz robi szerszą karierę – kwestia odpowiedzialności biznesu wobec społeczeństwa. Kulczyk wielokrotnie podkreślał, że chce budować lepszy świat i wiedział, że nie polega to wyłącznie na rozwijaniu firm czy zapewnianiu miejsc pracy. Budowanie lepszego świata to także sponsorowanie stypendiów dla młodych naukowców, mecenat przedsięwzięć kulturalnych czy sportowych. Jego aktywność w tym obszarze odpowiadała aktywności tradycyjnych liderów w tego typu przedsięwzięciach, czyli spółek Skarbu Państwa. Trochę szkoda, że inni przedsiębiorcy tutaj też nie poszli tropem Kulczyka, a państwowe firmy nie mają już konkurenta pod tym względem.

Czytaj więcej

Dominika i Sebastian Kulczyk: Biznes we krwi

Dziesięć lat od śmierci Jana Kulczyka. Sukcesja po najbogatszym Polaku

Dziesięć lat temu, 29 lipca 2015 roku, śmierć Jana Kulczyka została odebrana jako nagła, niespodziewana, szokująca. Nie oznaczała jednak sukcesyjnej katastrofy dla jego biznesu, a takich katastrof – w mniejszej lub większej skali – zdarza się w polskim biznesie sporo. Oczywiście dzieci, Dominika i Sebastian, przestransformowały biznes ojca, postawiły na nowe obszary, w tym na najnowocześniejsze technologie, które wcześniej nie były mocnym punktem portfolio Jana Kulczyka. Ale sama sukcesja przebiegła bez wstrząsów. To kolejna zasługa Kulczyka seniora: potrafił zbudować przestrzeń dla swoich dzieci.

Jedna strona: wizjoner, biznesmen o niewiarygodnej wręcz intuicji i skuteczności, mecenas nauki i sztuki. I oczywiście najbogatszy Polak. Druga strona: gracz, który bardzo zręcznie poruszał się na styku biznesu państwowego i prywatnego, potrafił wykorzystać słabości państwa do budowania swojego imperium, a inicjatywy społeczne były tylko dźwignią do robienia interesów.

Który obraz Jana Kulczyka jest prawdziwy? Im więcej czasu upływa od jego śmierci, tym bardziej wyostrzają się kontury tego pierwszego zarysu. Postaci nietuzinkowej, choć popełniającej błędy, do czego zresztą sam otwarcie się przyznawał. Co więcej, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że gdyby polscy przedsiębiorcy bardziej przejęli niektóre sposoby działania Kulczyka, ich biznes byłby mocniejszy. A może w wielu wymiarach, także społecznych, po prostu ważniejszy i bardziej obecny w świadomości Polaków.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Publicystyka
Marek Cichocki: Najciemniejsze strony historii Polski
Publicystyka
Marek Kozubal: W 2027 r. będzie wojna? Naprawdę?
Publicystyka
Robert Gwiazdowski: Rekonstrukcja rządu Donalda Tuska jak Manifest PKWN
Publicystyka
Michał Szułdrzyński: Nowy plan Tuska: gospodarka, energetyka i specjalna misja Sikorskiego
Publicystyka
Konrad Szymański: Jaka Unia po szkodzie?
Reklama
Reklama