Na początek banał: naturalnym dążeniem człowieka jest dostatnie i spokojne życie. W jego poszukiwaniu rokrocznie miliony obywateli świata porzuca swe dotychczasowe miejsce pobytu i szuka nowego – bez wojen i trosk o codzienną porcję chleba, bez katastrofy klimatycznej, która wisi nad ludzkością coraz wyraźniej. Tak się dzieje od tysięcy lat.
Polska już jest i może być coraz bardziej takim miejscem. A że potrzebujemy nowych rąk do pracy, to musimy przełamać kryzys demograficzny – jest nas coraz mniej i jesteśmy coraz starsi. Potrzebujemy nowych obywateli, by utrzymać potencjał Rzeczypospolitej, budować społeczeństwo bogate swoją różnorodnością, a zarazem identyfikujące się z polską tradycją i obyczajami.
Kryzys klimatyczny potęguje kryzys migracyjny
Wobec tej przyszłości polscy politycy są bezradni. Opowiadają kocopoły, użyteczne być może z punktu widzenia kampanii wyborczej, ale większość ludzi jednak wie, że to nie jest żadna polityka, tylko wiecowanie. Kto by nie wygrał najbliższych wyborów, stanie wobec realnych problemów, z którymi sobie nie poradzi w tym trybie działania państwa. „Jakoś to będzie” – stare hasło trafia do polityków i ich wyborców.
Czytaj więcej
Migracja rośnie, bo jest na nią u nas zapotrzebowanie. Rasistowska retoryka niektórych polityków nie przykryje problemów demograficznych i braku rąk do pracy.
A rzecz jest poważna. Właśnie odchodzi na emerytury pokolenie powojennego wyżu demograficznego, a roboty – gdybyśmy chcieli się rozwijać – będzie przybywać, a nie ubywać. Musimy więc ściągać pracowników z zagranicy. Lokalnych wojen będzie coraz więcej, ludy Afryki i Azji będą rozliczać się z podziałów granicznych narzuconych przez imperia kolonialne. Coraz silniej grzejące słońce wypchnie z Afryki – ostrożnie licząc – 150 mln ludzi. Oni wszyscy pójdą na północ, bo na południu jest ocean.