I to jest sedno umowy. Od kilku miesięcy widać drastyczny wzrost liczby łodzi z migrantami wypływających z wybrzeża Tunezji, a na pokładzie przewożących głównie mieszkańców państw Afryki Subsaharyjskiej, ale też częściowo Tunezyjczyków, którzy uciekają od biedy i braku perspektyw. Łodzie przybijają do Włoch, stąd determinacja premier Giorgii Meloni w dążeniu do umowy UE z Tunezją.
Nie jest tajemnicą, że Włoszka zgodziła się kilka tygodni temu na przyjęcie reformy azylowej (tej samej, której Polska się sprzeciwiła), tylko dlatego, że obiecano jej porozumienie z Tunezją. Bo reforma azylowa, choć przez PiS atakowana jako pomysł na relokowanie uchodźców do Polski, dla Włoch oznacza większe zobowiązania w polityce migracyjnej: ochronie granic i braniu odpowiedzialności za azylantów, którzy do UE weszli na terenie Włoch. Dlatego Meloni, która zdobyła władzę m.in. dzięki zapowiedzi twardego kursu w sprawie migracji, oczekuje od UE takiego samego nastawienia. Fakt, że Bruksela nie zawahała się zawrzeć umowy z politykiem, którego opozycja oskarża o dążenie do dyktatury, jest jej sukcesem.
Turecki wzór
Dowodem na to, jak powszechny jest teraz antymigracyjny kurs w Unii jest nie tylko obecność w Tunisie Ursuli von der Leyen, przewodniczącej Komisji Europejskiej, ale także Marka Rutte. Holenderski premier jest też zainteresowany skutecznym wstrzymywaniem imigrantów przez tunezyjskie służby graniczne, bo choć wkraczają oni do UE na terenie Włoch, to potem z reguły wędrują na północ, w tym m.in. do jego kraju. Jak drażliwy to temat w Holandii, widać choćby po ostatniej kłótni w rządzącej koalicji. Jej efektem jest zapowiedź Rutte zakończenia dziesięcioletniego już urzędowania na stanowisku premiera i nieubiegania się o kolejną kadencję po wyborach zaplanowanych na listopad.
A antymigracyjne nastroje nie tylko w Holandii mogą doprowadzić do zmian w poparciu dla partii politycznych. Antyimigracyjna prawica rośnie w siłę w Hiszpanii, Francji i Niemczech, a także w państwach skandynawskich.
Umowa z Tunezją jest wzorowana na podobnym porozumieniu zawartym z Turcją w 2016 r. Wtedy służyło ono zatrzymaniu fali uchodźców syryjskich, którzy próbowali dotrzeć głównie do Niemiec. Idea jest ta sama: niech państwa trzecie wstrzymają imigrantów, zanim dotrą do Europy. Tyle że przy całej krytyce turecki prezydent nie jest jednak tak kontrowersyjny jak przywódca Tunezji, a ponadto jest bardziej sprawczy. Saied tymczasem prowadzi politykę coraz bardziej brutalną wobec swoich krytyków, a także coraz bardziej katastrofalną dla gospodarki.