Zdaniem węgierskiego noblisty „wystarczy jedno jedyne złe słowo rzucone w kierunku któregoś z tych nowych aniołów, jeden niesprawiedliwy, bezmyślny, pozbawiony godności akt. Wystarczy jedno jedyne zranienie ciała i duszy, bo kiedy się rodziły, nie były na to przeznaczone – są bezbronne wobec tego, bezbronne wobec miażdżenia, bezbronne wobec podłości, wobec cynicznego okrucieństwa względem ich nieszkodliwości i czystości. Wystarczy jeden czyn, ale nawet jedno złe słowo wystarczy, by zostały zranione na całą wieczność – czego nie naprawię nawet dziesięcioma tysiącami słów, bo to jest nie do naprawienia”.
Krasznahorkai: nie lećcie na Marsa
W drugiej części mowy noblowskiej Krasznahorkai definiuje historię człowieka, wychodząc od kwestii jego godności: „To ty wynalazłeś koło, ty okiełznałeś ogień; zrozumiałeś, że współpraca jest jedynym sposobem przetrwania”. A jednocześnie: „To ty wymyśliłeś padlinożerność, abyś mógł zostać panem świata pozostającego pod twoim panowaniem. Zdobyłeś szokująco wielki intelekt, a twój mózg jest tak wielki, tak pofałdowany i tak złożony, że rzeczywiście za pomocą tego mózgu uzyskałeś – choć w pewnym ograniczonym zakresie – władzę nad tym światem, któremu także nadałeś nazwę. Doprowadziło cię to do rozpoznań, które – jak się później okazało – nie były prawdziwe, ale pomogły ci posunąć się naprzód w toku ewolucji. Twój rozwój parł naprzód pozornymi susami i wzmocnił twój gatunek na Ziemi, sprawiając, że się rozmnożył”.
Pomyślcie o najsłynniejszych z nich na obrazach Zwiastowania, tworzonych w niezliczonych ilościach w średniowieczu i renesansie – przynosiły wiadomość, wiadomość, że Ten, Który Ma Się Narodzić, rzeczywiście się narodzi. Takie były owe anioły dawne – niebiańscy posłańcy ciągle zjawiający się z tą lub inną wieścią, a według ustaleń angelologii najczęściej przekazujący ją adresatowi ustnie albo – jak to widać na przedstawieniach z IX i X wieku – odczytujący ją bezpośrednio z falującego skrawka pergaminu, z wstęgi-zdania, na obrazach, na których słowu przyznano nadzwyczajne znaczenie.
László Krasznahorkai
Człowiek najpierw zasiadł u boku Pana Niebios – jeśli wierzyć przemilczanym fragmentom Starego Testamentu, a potem splądrował wszystko, co dało się splądrować. Pointa jest następująca: „Wreszcie, zgodnie z postępem dziejowym, ty sam – nagle całkowicie i do cna – przestałeś już w cokolwiek wierzyć. I dzięki urządzeniom, które sam wynalazłeś, niszcząc przy tym wyobraźnię, pozostała ci już tylko pamięć krótkotrwała. Porzuciłeś tym samym szlachetne i wspólne dobro, jakim jest wiedza, piękno oraz moralne dobro, a teraz gotów jesteś wyruszyć na równinę, gdzie twoje nogi ugrzęzną – nie ruszaj się…”.
Tu następuje apostrofa, a adresatem może się znowu poczuć Elon Musk i jemu podobni: „Wybierasz się na Marsa? Zamiast tego: ani drgnij, bo to błoto cię pochłonie, wciągnie cię w bagno. Ale piękna była twoja droga przez ewolucję – zapierająca dech w piersiach – tylko niestety: nie da się jej powtórzyć”.
Krasznahorkai: dobro i zło?
Trzecia część poświęcona jest buntowi, a kanwę stanowi wydarzenie, którego pisarz był świadkiem na jednej ze stacji berlińskiego metra, co starał się przeanalizować w opowiadaniu „Prawo Tezeusza” ze wspomnianego tomu „A świat trwa”, który u nas wydało 6 grudnia 2026 r. Wydawnictwo Czarne.