Reklama

Musk, padlinożercy i pariasi. Wykład noblowski Krasznahorkaia o nadziei i buncie

Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 2025 wygłosił swoją mowę o dzień wcześniej. Mamy szczęście, ponieważ finał jest poszerzeniem opowiadania „Prawo Tezeusza” z tomu „A świat trwa”, który właśnie ukazał się w Polsce.

Publikacja: 08.12.2025 20:04

Laszlo Krasznahorkai

Laszlo Krasznahorkai

Foto: Claudio Bresciani via REUTERS

Chociaż László Krasznahorkai pojawił się w Sztokholmie i mówił zza katedry w siedzibie Fundacji Noblowskiej, osadził swój wywód w scenerii swojego kameralnego domu zbudowanego ze świerku norweskiego, gdzie krąży po pokoju cztery metry na cztery, przypominającego szczyt wieży – to ze względu na usytuowanie domku na pochyłości. Zaznacza, że to nie jest „żadna romantyczna wieża z kości słoniowej”.

Reklama
Reklama

Krasznahorkai: anioły z posłaniem od Boga

Zaczął następująco: „Odbierając Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury za 2025 r., pierwotnie chciałem podzielić się z Państwem myślami na temat nadziei, lecz jako że mój zapas nadziei definitywnie się wyczerpał, będę teraz mówił o aniołach”. Aniołach nowego typu w przeciwieństwie do aniołów starego typu, jakie znamy z obrazów takich mistrzów jak Botticelli, Leonardo, Michał Anioł, Giotto i Fra Angelico.

Tamte stare, skrzydlate anioły określa następująco: „Pomyślcie o najsłynniejszych z nich na obrazach Zwiastowania, tworzonych w niezliczonych ilościach w średniowieczu i renesansie – przynosiły wiadomość, wiadomość, że Ten, Który Ma Się Narodzić, rzeczywiście się narodzi. Takie były owe anioły dawne – niebiańscy posłańcy ciągle zjawiający się z tą lub inną wieścią, a według ustaleń angelologii najczęściej przekazujący ją adresatowi ustnie albo – jak to widać na przedstawieniach z IX i X wieku – odczytujący ją bezpośrednio z falującego skrawka pergaminu, z wstęgi-zdania, na obrazach, na których słowu przyznano nadzwyczajne znaczenie”.

Czytaj więcej

Czy noblista z kraju Orbána pisze tylko nekrologi?
Reklama
Reklama

Te dawne anioły przekazywały orędzie „Tego, Którego Nie Sposób Ubłagać wybrańcom: słowo spowite światłem albo wyszeptane do ucha”.

Owe „rzadkie pojawienia aniołów na przestrzeni wieków pozwoliły nam wywnioskować istnienie Nieba, a wraz z tym pojąć pionowy kierunek, który stworzył w nas strukturę wszechświata jako ukierunkowaną”. Jednak „tamtych dawnych aniołów już nie ma, są tylko te nowe (…) Chodzą między nami w zwykłych ulicznych ubraniach. (…) nie możemy być nawet pewni, że ci nowi aniołowie przybywają skądkolwiek »z góry«, bo nie wydaje się nawet, jakoby istniało jeszcze jakieś »tam na górze«. Jak gdyby i ono – wraz z dawnymi aniołami – ustąpiło miejsca wiecznemu GDZIEŚ, gdzie czas i przestrzeń organizują teraz jedynie szalone struktury Musków tego świata”.

Krasznahorkai: anioły bez przesłania, okaleczone wojną

Krążąc po swojej „wieży” tegoroczny noblista stwierdził: „uświadamiam sobie, że te nowe anioły nie tylko nie mają skrzydeł, ale też nie mają żadnego posłania, zupełnie żadnego (...) Ale jeśli chcą zostać rozpoznane, wybierają kogoś z nas, podchodzą i nagle, w jednej chwili, łuski spadają nam z oczu, z naszych serc odpada skorupa – następuje spotkanie. Stoimy oszołomieni: o Boże, to anioł – stoi tu przed nami, tylko że… nic nam nie daje. Nie unosi się wokół niego żadna wstęga zdania, nie ma światła, którym mógłby nam coś wyszeptać do ucha. To znaczy on nie wypowiada ani jednego słowa, jakby zaniemówił; po prostu stoi i patrzy na nas. Szuka naszego wzroku, a w tym poszukiwaniu jest błaganie, byśmy spojrzeli mu w oczy, tak abyśmy my sami mogli przekazać im jakieś przesłanie. Tyle że niestety nie mamy im nic do przekazania”.

Do noblisty dociera świadomość, „że te nowe anioły w swej nieskończonej niemocie być może nie są już nawet aniołami, lecz ofiarami – ofiarami w pierwotnym, świętym znaczeniu tego słowa”. Stwierdza: „szybko wyciągam mój stetoskop (słuchawki lekarskie) (…) i bardzo delikatnie przykładam membranę do piersi każdego z was. I natychmiast słyszę dźwięk losu, słyszę wasze losy (…) Moment szoku i upadku uderza we mnie jak grom, bo mój stetoskop wykrywa straszliwą historię tych nowych aniołów, stojących przede mną. Historię, że są ofiarami – ofiarami i to nie dla nas, lecz przez nas; za każdego z nas, z powodu każdego z nas”.

Czytaj więcej

Tu w mowie noblowskiej następuje wstrząsający fragment o wojnie na wszystkich poziomach – o aniołach bez skrzydeł i bez posłania, świadomych, że jest wojna – „wojna i tylko wojna. Wojna w naturze, wojna w społeczeństwie – i ta wojna jest prowadzona nie tylko bronią, nie tylko torturami, nie tylko poprzez sianie zniszczenia”.

Reklama
Reklama

Zdaniem węgierskiego noblisty „wystarczy jedno jedyne złe słowo rzucone w kierunku któregoś z tych nowych aniołów, jeden niesprawiedliwy, bezmyślny, pozbawiony godności akt. Wystarczy jedno jedyne zranienie ciała i duszy, bo kiedy się rodziły, nie były na to przeznaczone – są bezbronne wobec tego, bezbronne wobec miażdżenia, bezbronne wobec podłości, wobec cynicznego okrucieństwa względem ich nieszkodliwości i czystości. Wystarczy jeden czyn, ale nawet jedno złe słowo wystarczy, by zostały zranione na całą wieczność – czego nie naprawię nawet dziesięcioma tysiącami słów, bo to jest nie do naprawienia”.

Krasznahorkai: nie lećcie na Marsa

W drugiej części mowy noblowskiej Krasznahorkai definiuje historię człowieka, wychodząc od kwestii jego godności: „To ty wynalazłeś koło, ty okiełznałeś ogień; zrozumiałeś, że współpraca jest jedynym sposobem przetrwania”. A jednocześnie: „To ty wymyśliłeś padlinożerność, abyś mógł zostać panem świata pozostającego pod twoim panowaniem. Zdobyłeś szokująco wielki intelekt, a twój mózg jest tak wielki, tak pofałdowany i tak złożony, że rzeczywiście za pomocą tego mózgu uzyskałeś – choć w pewnym ograniczonym zakresie – władzę nad tym światem, któremu także nadałeś nazwę. Doprowadziło cię to do rozpoznań, które – jak się później okazało – nie były prawdziwe, ale pomogły ci posunąć się naprzód w toku ewolucji. Twój rozwój parł naprzód pozornymi susami i wzmocnił twój gatunek na Ziemi, sprawiając, że się rozmnożył”.

Pomyślcie o najsłynniejszych z nich na obrazach Zwiastowania, tworzonych w niezliczonych ilościach w średniowieczu i renesansie – przynosiły wiadomość, wiadomość, że Ten, Który Ma Się Narodzić, rzeczywiście się narodzi. Takie były owe anioły dawne – niebiańscy posłańcy ciągle zjawiający się z tą lub inną wieścią, a według ustaleń angelologii najczęściej przekazujący ją adresatowi ustnie albo – jak to widać na przedstawieniach z IX i X wieku – odczytujący ją bezpośrednio z falującego skrawka pergaminu, z wstęgi-zdania, na obrazach, na których słowu przyznano nadzwyczajne znaczenie.

László Krasznahorkai

Człowiek najpierw zasiadł u boku Pana Niebios – jeśli wierzyć przemilczanym fragmentom Starego Testamentu, a potem splądrował wszystko, co dało się splądrować. Pointa jest następująca: „Wreszcie, zgodnie z postępem dziejowym, ty sam – nagle całkowicie i do cna – przestałeś już w cokolwiek wierzyć. I dzięki urządzeniom, które sam wynalazłeś, niszcząc przy tym wyobraźnię, pozostała ci już tylko pamięć krótkotrwała. Porzuciłeś tym samym szlachetne i wspólne dobro, jakim jest wiedza, piękno oraz moralne dobro, a teraz gotów jesteś wyruszyć na równinę, gdzie twoje nogi ugrzęzną – nie ruszaj się…”.

Tu następuje apostrofa, a adresatem może się znowu poczuć Elon Musk i jemu podobni: „Wybierasz się na Marsa? Zamiast tego: ani drgnij, bo to błoto cię pochłonie, wciągnie cię w bagno. Ale piękna była twoja droga przez ewolucję – zapierająca dech w piersiach – tylko niestety: nie da się jej powtórzyć”.

Krasznahorkai: dobro i zło?

Trzecia część poświęcona jest buntowi, a kanwę stanowi wydarzenie, którego pisarz był świadkiem na jednej ze stacji berlińskiego metra, co starał się przeanalizować w opowiadaniu „Prawo Tezeusza” ze wspomnianego tomu „A świat trwa”, który u nas wydało 6 grudnia 2026 r. Wydawnictwo Czarne.

Reklama
Reklama

Noblista uważa, że opowiadanie w pierwszej wersji mu nie wyszło i jeszcze raz przystąpił do przeanalizowania tematu.

Oto na oczach tłumu oczekującego na pociąg, w strefie, gdzie nie można przebywać, oznaczonej linią, kloszard – ewidentnie zmagając się z dolegliwością prostaty, próbował ulżyć sobie, w cierpieniu oddając mocz – kroplę po kropli, co zauważył stojący po przeciwnej stronie toru policjant, uosobienie porządku. Policjant zaczął biec szybko – metr po metrze w stronę kloszarda (przez przejście podziemne), zaś schorowany kloszard uciekać – centymetr po centymetrze.

Mój pociąg zabrał mnie w stronę Ruhleben i nie mogłem wyrzucić z głowy tamtego drżenia i szamotaniny. I nagle, niczym błyskawica, przeleciało mi przez myśl pytanie: kiedy wreszcie ten kloszard i wszyscy inni pariasi się zbuntują – i jak będzie wyglądał ten bunt? Może będzie krwawy, może bezlitosny, może okropny, jak wtedy, gdy jeden człowiek masakruje drugiego – wtedy odganiam tę myśl, bo mówię sobie, że nie, bunt, o którym myślę, będzie inny, bo ten bunt będzie wobec wszystkiego”

László Krasznahorkai

Noblista stwierdził: „Nagle i w sposób niemal wyczuwalny uformowała się powszechna, jednogłośna opinia, że to skandal i że natychmiast trzeba położyć mu kres. Ten kloszard musi odejść, a nienaruszalność żółtej linii musi zostać przywrócona”.

Jednocześnie: „Z punktu widzenia policjanta on sam reprezentował prawo – Dobro usankcjonowane przez wszystkich, a zatem obowiązkowe – wobec winowajcy, tego wyrzekającego się racjonalności, osądzonego przez wszystkich, innymi słowy: wobec Złego. Tak, policjant uosabiał nakazane Dobro, lecz w tej konkretnej chwili był bezsilny”.

Reklama
Reklama

Krasznahorkai tak opisał swój stan: „I we mnie, upokorzonym, gdy przyglądałem się tej nieludzkiej rywalizacji metrów z centymetrami, stało się tak, że moja uwaga nagle wyostrzyła się jak brzytwa – i to ostrze uwagi sprawiło, że tamten moment zastygł. Chwila zatrzymała się dokładnie wtedy, gdy dostrzegli siebie nawzajem: dobry policjant spostrzegł, że zły kloszard sika w strefie zakazanej, a zły kloszard zobaczył, że ku jego nieszczęściu dobry policjant zobaczył, co on czynił”.

W mowie wygłoszonej w Fundacji Noblowskiej usłyszeliśmy: „W moich oczach te dziesięć metrów jest wieczne i nie do zdobycia, bo moja własna uwaga czuje tylko to, że Dobro nigdy nie dogoni miotającego się Zła, bo między Dobrem a Złem nie ma żadnej nadziei, absolutnie żadnej”.

Krasznahorkai: czy pariasi się zbuntują?

Ostatnie fragmenty wypada przytoczyć w całości:

„Mój pociąg zabrał mnie w stronę Ruhleben i nie mogłem wyrzucić z głowy tamtego drżenia i szamotaniny. I nagle, niczym błyskawica, przeleciało mi przez myśl pytanie: kiedy wreszcie ten kloszard i wszyscy inni pariasi się zbuntują – i jak będzie wyglądał ten bunt? Może będzie krwawy, może bezlitosny, może okropny, jak wtedy, gdy jeden człowiek masakruje drugiego – wtedy odganiam tę myśl, bo mówię sobie, że nie, bunt, o którym myślę, będzie inny, bo ten bunt będzie wobec wszystkiego”.

Czytaj więcej

Noblista László Krasznahorkai, krytyk „gulaszowego komunizmu" i Orbána, lekceważony w Polsce
Reklama
Reklama

Finał jest następujący:

„Szanowni Państwo, każdy bunt jest buntem przeciwko wszystkiemu – i oto teraz, gdy stoję przed wami, a moje kroki w domowym pokoiku na wieży zaczynają zwalniać, znów rozbłyska we mnie wspomnienie tamtej dawnej podróży berlińskim metrem w stronę Ruhleben. Jedna rozświetlona stacja mija za drugą, nigdzie nie wysiadam – od tamtej pory jadę tym metrem przez tunel bez końca, bo nie ma żadnego przystanku, na którym mógłbym wysiąść. Po prostu patrzę, jak kolejne stacje przesuwają się przed moimi oczami i czuję, że wszystko już przemyślałem i wszystko już powiedziałem o tym, co myślę o buncie, o ludzkiej godności, o aniołach, i tak – być może o wszystkim, nawet o nadziei”.

Nie da się powiedzieć, że dostaliśmy nadzieję. Pociąg z nami na pokładzie gna w nieznane i na żadnej mijanej stacji nie chcielibyśmy wysiąść, bo nie mamy do tego przekonania.

Czujemy się pariasami we własnym świecie? A jeśli tak – czy kiedykolwiek zbuntujemy się, gdy bunt musi być wymierzony przeciwko wszystkiemu?

Warto dodać, że swoje opowiadanie „Prawo Tezeusza” Krasznahorkai dedykował Samuelowi Beckettowi, również nobliście i jak wiadomo, jednemu z największych pesymistów XX wieku, autorowi „Czekając na Godota”.

Literatura
„Męska rzecz", czyli książkowy hit nie tylko dla facetów i twardzieli
Literatura
Azja w polskich księgarniach: boom, stereotypy i „comfort books”
Literatura
Wojciech Gunia: „Im więcej racjonalności, tym głębszy cień”
Literatura
Książka Twardocha o wojnie w Ukrainie druga w rankingu „Der Spiegel"
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Literatura
Pierwsza biografia Stanisława Tyma, ostatnia książka Katarzyny Stoparczyk
Materiał Promocyjny
Jak rozwiązać problem rosnącej góry ubrań
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama