Reklama

Prawo i Sprawiedliwość: kto z kim trzyma, kto kogo zwalcza i co z tego może wyniknąć

Talibowie kontra liberałowie – tak opisywana jest rywalizacja. Jednak w rzeczywistości podziały są tam bardziej skomplikowane

Publikacja: 19.07.2010 01:36

Paweł Poncyljusz i Joanna Kluzik-Rostkowska są wśród tych, których wrzucono do worka "liberałowie"

Paweł Poncyljusz i Joanna Kluzik-Rostkowska są wśród tych, których wrzucono do worka "liberałowie"

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

W PiS jest skrzydło liberalne, jest centroprawica i jest twarde skrzydło prawicowe. Musimy grać wszystkimi – tak na pytanie o zmianę wizerunku swej partii odpowiada Jacek Kurski w wywiadzie dla Onet.pl. Sam z pewnością zalicza się do skrzydła twardego. Przynajmniej pod względem retoryki, bo pozostałe media z jego wywiadu najczęściej cytowały słowa o tym, że „Komorowski doszedł do władzy po trupach”. Powyborcza zmiana retoryki PiS jest tłumaczona wewnętrznymi podziałami. Opisuje się je jako spór między liberałami a tzw. zakonem PC albo liberałami a talibami. Takie próby opisu są daleko nieprecyzyjne.

Do worka „liberałowie” wrzucane są tak różne osoby, jak Paweł Poncyljusz, Joanna Kluzik-Rostkowska, Paweł Kowal, Jan Ołdakowski, Elżbieta Jakubiak, Adam Bielan, Michał Kamiński czy Marek Migalski. Tymczasem z tego grona tylko Poncyljusz mówił o liberalnych poglądach na gospodarkę. Reszta albo się nie deklarowała, albo – jak Kluzik-Rostkowska – uważa, że państwo nie powinno rezygnować z funkcji opiekuńczych. Za to Kluzik jest liberalna pod względem światopoglądowym, czego nie można powiedzieć o Kowalu.

[wyimek]Na linie podziału nakłada się jeszcze egoizm polityków[/wyimek]

Na dodatek przed kampanią Bielan i Kamiński ostro walczyli z Kowalem, Jakubiak i Ołdakowskim. A Jakubiak dzielił od Poncyljusza dystans, bo oboje chcieliby kandydować na prezydenta Warszawy. Można jedynie uznać, że liberałami nazwano tę grupę z braku lepszego słowa. Tak samo nieprecyzyjna jest próba przedstawienia sporu liberałów z zakonem PC (ludzie dawnego Porozumienia Centrum). Do tego opisu nie pasują Kurski, Zbigniew Ziobro czy Antoni Macierewicz. Kurski nie należy do zakonu, a dwaj pozostali nie byli członkami PC. Tymczasem do worka z tą etykietą wrzuca się wszystkich zwolenników ostrego języka i konkurentów tych, którzy kierowali kampanią Kaczyńskiego. Czyli rzekomych liberałów. Na dodatek wieloletni współpracownik prezesa PiS jeszcze z PC Adam Lipiński, który dzięki swemu życiorysowi mógłby być wzorcowym przedstawicielem zakonu, w kampanii brał stronę liberałów.

Podział w PiS przebiega po innej linii. Między tymi, którzy poczuli, że jest szansa na zwycięstwo dla całej formacji, a tymi, którzy się obawiają, że po takim sukcesie nie będzie w niej dla nich miejsca. I między tymi, którzy byli sfrustrowani bezowocnym trwaniem w opozycji, a tymi, którzy uważali, że nie jest źle, gdy sondaże gwarantują im reelekcję, a partii pozycję największej siły opozycyjnej.

Reklama
Reklama

Linie podziału są jeszcze bardziej zagmatwane, bo dochodzą do nich egoizmy poszczególnych polityków. Spora grupa posłów zniknęła z mediów na czas kampanii. Dopiero po wyborach i po wyjeździe sztabowców na urlopy mogli to sobie zrekompensować. Zasługą grupy nieprecyzyjnie zwanej liberałami jest 47 proc. głosów oddanych w wyborach prezydenckich na Jarosława Kaczyńskiego. To osiągnięcie było możliwe tylko dzięki przekonaniu wielu wyborców centrowych. Aby ich utrzymać, partia musiałaby eksponować takie postaci, jak Kluzik-Rostkowska, Poncyljusz, Jakubiak czy Migalski.

A schować te, które odbierane są jako agresywne. Taki też niedawno był plan. Kluzik-Rostkowska była przewidziana na stanowisko wicemarszałka Sejmu.

Dziś sytuacja się skomplikowała, bo najpierw to ona wzdragała się przed objęciem tej funkcji, potem zaś jej wahanie wykorzystali przeciwnicy, twierdząc, że będzie za mało twarda. A właśnie stawianie na twarde rozwiązania i słowa wyróżnia drugą grupę. To ludzie przekonani, że trzeba brutalnie żądać wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej (czy kilka tygodni temu rozliczać za powódź).

Jest w tym pewna logika, gdy dba się o swój stały elektorat. Łączy ona dziś część zakonu PC i posłów związanych z Radiem Maryja. Jedni i drudzy są wybierani głosami najwierniejszych wyborców. Ale suma tych głosów dawała PiS mniej niż 30 proc. poparcia. Wystarczy, by wygodnie trwać, za mało, by wygrać wybory.

Publicystyka
Robert Gwiazdowski: Prezydent czy nieprezydent? Śmiech przez łzy
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Andrzej Duda mógł być polskim Juanem Carlosem
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Ultimatum Trumpa? Putin szybko nie zakończy wojny z Ukrainą
Publicystyka
Dziesięć lat od śmierci Jana Kulczyka. Jego osiągnieć nie powtórzył nikt
Publicystyka
Marek Cichocki: Najciemniejsze strony historii Polski
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama