Reklama

Donald Tusk stał się jedynowładcą

Cichocki przejął kontrolę nad większością służb specjalnych. Takiej władzy nie miał nawet Schetyna, ale Cichockiego Tusk nie podejrzewa o własne ambicje polityczne

Aktualizacja: 01.12.2011 18:46 Publikacja: 01.12.2011 18:45

Piotr Gursztyn

Piotr Gursztyn

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Pracować na sławę i chwałę szefa rządu i nie błyszczeć własnym światłem – tak charakteryzują metodę doboru składu gabinetu i jego pracy politycy koalicji.

Spójrzmy choćby na ostatnią awanturę wokół mowy Radosława Sikorskiego w Berlinie. Choć od exposé minęły dwa tygodnie, parlament nie poznał kierunków polityki zagranicznej rządu. Mógł za to przeczytać mowę szefa MSZ, w której padły kontrowersyjne tezy. Nawet najważniejsi parlamentarzyści PO – niezależnie od tego, że bronili Sikorskiego – nie wiedzieli wcześniej, co wygłosi minister ich rządu.

Jeszcze dobitniej o jedynowładztwie Tuska świadczy skład rządu i przydzielane ministrom kompetencje. Awantura wybuchła po tym, jak wiceprezes PiS Mariusz Kamiński skrytykował podporządkowanie policji oraz cywilnych i wojskowych służb specjalnych szefowi MSW Jackowi Cichockiemu. Emocje rozbudziło porównanie do czasów PRL, gdy resortem rządził gen. Czesław Kiszczak. Kamiński jednak porównał model funkcjonowania służb, a nie osoby. Cichocki jest bowiem tylko jednym z licznych w rządzie urzędników, których pozycja zależy wyłącznie od kaprysu Tuska. Charakterystyczne, że premierowi nie przyszło do głowy podobne połączenie kompetencji w czasach, gdy na czele MSWiA stał Grzegorz Schetyna. Cichockiemu mógł jednak oddać w zarząd te kompetencje, bo nikt nie podejrzewa ministra o ambicje polityczne.

Podobnie stało się z Ministerstwem Skarbu. W poprzedniej kadencji rządził nim Aleksander Grad, czynny polityk PO, połączony z partią licznymi więzami. Jako strażnik spiżarni z konfiturami starał się dobrze żyć ze Schetyną i innymi partyjnymi baronami. Wiosną tego roku wpływowy przyjaciel i doradca premiera Jan Krzysztof Bielecki próbował zmienić zarządzanie w spółkach Skarbu Państwa. Storpedował to jako marszałek Sejmu Schetyna. Grad oficjalnie był neutralny, faktycznie wspierał marszałka. Dziś ministrem jest bezpartyjny urzędnik Mikołaj Budzanowski. Jest niemożliwe, by stawił jakikolwiek opór.

Jedyną osobą w rządzie – poza koalicyjnymi ministrami z PSL – która może powiedzieć Tuskowi "nie", jest minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Ale i on znalazł się w trudnej sytuacji. Tusk w jego przypadku przeprowadza operację, którą udało mu się wykonać wobec Cezarego Grabarczyka. Wrzucił go do resortu, o którym ten wcześniej nie myślał. Gdy wyleci na minie, Tuskowi ubędzie kolejny polityk z własnymi ambicjami, który na dodatek miał odwagę krytykować zaniechania szefa rządu.

Reklama
Reklama

Jak partia i koalicjant reagują na tak arbitralną metodę sprawowania władzy? Wyczekując. Politycy PSL głoszą, że na Tusku szybko zemści się lekceważenie Sejmu i PO. Mścicielem okaże się kryzys i niezadowolenie społeczne, gdy premier będzie musiał prosić o pomoc. Wtedy może się przekonać, że w PO nie brakuje upokorzonych – od Schetyny po Grabarczyka i Krzysztofa Kwiatkowskiego, który nagle, mimo dobrego wyniku w wyborach i świetnych ocen, został wyrzucony ze swojego resortu.

Publicystyka
Marek Migalski: Grzegorz Braun stanie się przyczyną rozpadu PiS?
Publicystyka
Jan Zielonka: Lottokracja na ratunek demokracji
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Pożar w PiS. Czy partia bezpowrotnie straciła część wyborców na rzecz obu Konfederacji?
Publicystyka
Grzegorz Rzeczkowski: Odpowiedź na wywiad z Jackiem Gawryszewskim
Publicystyka
Jakub Sewerynik: Komu przeszkadzała Chanuka w Pałacu Prezydenckim?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama