Przebieg obchodów odbiegł od oczekiwań krytyków PiS. Można odnieść wrażenie, że otoczenie Kaczyńskiego wczorajszy dzień starannie wyreżyserowało według nowej strategii – Jarosław Kaczyński apeluje, dziękuje, tłumaczy, ale nie mówi niczego, co przekraczałoby granice demokratycznej debaty. Wszak nic wczoraj nie mówił o obalaniu rządu i prezydenta, przeciwnie, mówił, że chce wygrać wybory. Dziękował przybyłym i zapewniał ich, że znalezienie „prawdy" o Smoleńsku jest coraz bliżej.
Na żywioł mogli sobie pozwolić uczestnicy marszów organizowanych przez „Gazetę Polską" – to oni wołali o obaleniu rządu czy wysłaniu prezydenta do Moskwy. Politycy PiS oficjalnie się od tego nie odcinali, ale też nie podgrzewali atmosfery.
Zobacz galerię zdjęć z obchodów trzeciej rocznicy katastrofy smoleńskiej na Krakowskim Przedmieściu
Jedynym, który wyłamał się z tej strategii był Antoni Macierewicz, który przypomniał pierwsze doniesienia z 10 kwietnia, gdy mówiono o trzech osobach, które miały przeżyć katastrofę. Informacja ta – choć nie nowa – natychmiast trafiła na czołówki portali informacyjnych i na paski stacji telewizyjnych i zdominowała przekaz obchodów. Z moich informacji wynika, że otoczenie Kaczyńskiego miało do Macierewicza o to pretensje.
Skąd jednak ta zamiana? Dlaczego PiS zdecydował się mimo wszystko na obchody w wersji lajt (nie było zaostrzania języka, jak wtedy, gdy Kaczyński mówił po raz pierwszy o „zdradzonych o świcie" lub domagał się natychmiastowego odejścia prezydenta i premiera ze stanowisk)?