Sąd Najwyższy nie miał wątpliwości, że pijany pasażer powinien powstrzymać pijanego kierowcę przed prowadzeniem auta. Kwestia ta wynikła w sprawie Dariusza B.
Pili przed jazdą
Uległ on wypadkowi samochodowemu, którego sprawcą był znajdujący się pod wpływem alkoholu kolega Józef B. (1,8 promila we krwi). Domagał się od Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego zadośćuczynienia i renty. Samochód nie miał wykupionej polisy OC – dlatego jako pozwany występował UFG. Józef B. wspierał go jako tzw. interwenient, gdyż ten może zażądać od niego zwrotu zadośćuczynienia. Józef B. został skazany na dwa lata więzienia.
Dariusz B. doznał poważnych obrażeń: otwartego złamania z ubytkiem kości przedramienia, zwichnięcia w stawie łokciowym i rany tłuczonej głowy. Podczas leczenia doszło do powikłań i kilkakrotnej hospitalizacji. Przed wypadkiem Dariusz B. pracował jako dekarz i mechanik samochodowy, a po wypadku nie był w stanie, teraz utrzymuje się z renty KRUS i prac dorywczych. Fundusz przyznał mu dobrowolnie 30 tys. zł zadośćuczynienia, ale wypłacił tylko 15 tys. zł, bo uznał, że tylko w 50 proc. przyczynił się do szkody.
Wina po połowie
Sąd okręgowy ocenił, że zadośćuczynienie powinno wynosić 140 tys. zł, ale po uwzględnieniu 50-proc. przyczynienia się Dariusza B. i wypłacenia 15 tys. zł zasądził mu 55 tys. zł. Sąd Apelacyjny w Warszawie, podzielając ustalenia SO, zmniejszył tę kwotę do 35 tys. zł. Podkreślił, że Dariusz B. wsiadł do pojazdu kierowanego przez pijanego, sam będąc pod wpływem alkoholu. Na dodatek pięć dni wcześniej pod wpływem alkoholu spowodował wypadek, w którym odniósł obrażenia pasażer. Powinien więc zdawać sobie sprawę ze skutków jazdy z nietrzeźwym kierowcą. SA nie znalazł jednak podstaw do ustalenia wyższego stopnia przyczynienia się do szkody Dariusza B., o co wnosili UFG i Józef B. SA wskazał, że sprawcą wypadku nie był Dariusz B., ale kierujący pojazdem. I ustalenie wyższego przyczynienia pomniejszałoby niewspółmiernie jego winę.
Wyrok SA zaskarżyły do SN obie strony. Dariusz B. żądał zmniejszenia swojego udziału w szkodzie, ale bezskutecznie. Sędzia SN Paweł Grzegorczyk uzasadniał, że postępowanie Dariusza B. było bardzo naganne.