Z roku na rok coraz więcej Polaków wyjeżdża na wakacje własnym samochodem. Coraz więcej też przywozi mandaty. To ostatnie wakacje, kiedy można liczyć na to, że zagraniczny mandat się upiecze, i to pod warunkiem, że wykroczenie jest ujawnione przez fotoradar. W razie złapania przez drogówkę, dyskusji już nie ma. Lepiej mieć przy sobie wystarczająco dużo gotówki. I to w lokalnej walucie. Policja ma świadomość, że jeśli kierowca wyjedzie z niewyegzekwowaną karą, nigdy jej nie uiści.
W praktyce we wszystkich krajach Europy mandaty płaci się od razu na miejscu kontroli. Na obcokrajowców nakładane są zazwyczaj mandaty gotówkowe lub płatne za pomocą kart płatniczych. Jeśli kierowca nie ma przy sobie gotówki, jest eskortowany do bankomatu lub banku. Gdyby był niewypłacalny, policja np. w Austrii ma prawo zarekwirować cenną rzecz, jak aparat fotograficzny, kamerę czy telefon komórkowy, a w Niemczech – skonfiskować samochód.
– Jeśli to nie wystarczy, drogówka może kierowcę zatrzymać, a samochód odholować na policyjny parking do czasu, aż właściciel zapłaci mandat – mówi „Rz" Jarosław Sępiński, specjalista od bezpieczeństwa ruchu drogowego.
Co kraj, to obyczaj
Kierowca złapany na wykroczeniu w Chorwacji musi się liczyć ze sporym wydatkiem, ale nie tylko. Przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h kosztować może nawet 9 tys. zł i 3 pkt karne. Na zapłacenie mandatu na poczcie lub w banku jest tylko osiem dni. Policja może nawet zatrzymać paszport aż do momentu otrzymania potwierdzenia wpłaty.
W Czechach z kolei niezdyscyplinowany kierowca naraża się na grzywnę nawet 17 tys. zł i utratę prawa jazdy do czasu dostarczenia pokwitowania.