Reklama

Zwycięzca konkursu "Młody wynalazca 2024": mamy fundusze na rozwój wynalazku, szukamy partnera

Nasz czujnik może ułatwić wykrywanie niewydolności serca. W optymistycznym scenariuszu możemy wprowadzić go na rynek w 2028 lub 2029 r. - mówi Maciej Ślot, zwycięzca I edycji konkursu "Młody wynalazca 2024".

Publikacja: 22.07.2025 14:37

Gala Młodego Wynalazcy. Na zdjęciu zwycięzca konkursu Maciej Ślot

Gala Młodego Wynalazcy. Na zdjęciu zwycięzca konkursu Maciej Ślot

Foto: Fot. Cezary Piwowarski

W ubiegłym roku zwyciężył pan w I edycji konkursu „Młody wynalazca” organizowanego przez „Rzeczpospolitą” wraz z Urzędem Patentowym RP. Wygraną zapewniło stworzenie urządzenia do radiowego badania płuc. Jak dokładnie ono działa?

Jest to czujnik radiowy do sprawdzania poziomu płynu w płucach. W zależności od ilości tego płynu można wykrywać niewydolność serca. Najogólniej mówiąc, jeśli ktoś ma taką niewydolność, to krew słabiej krąży przez płuca, a przez to osadza się w nich więcej tzw. płynu przesiękowego. Zaostrzenie niewydolności serca bardzo często wykrywa się więc poprzez sprawdzenie, czy nie zwiększa się ilość tego płynu w płucach. To, co jest w tym wynalazku przełomowe, to, że pozwala „sięgnąć” do tych płuc. Obecnie lekarze patrzą na zewnętrzne obrzęki, które bardzo często widać, gdy zastój – bo tak się nazywa ten stan chorobowy – postępuje. Ale one są widoczne dopiero na zaawansowanym etapie. My chcemy przeprowadzić diagnostykę już na początku i wykrywać zwiększenie ilości płynu w płucach, bo to pierwsza oznaka zastoju.

Czyli przewagą pana wynalazku jest to, że badanie jest nieinwazyjne?

Tak. Dziś, jak mówiłem, badanie bardzo często odbywa się „na oko”, czyli poprzez to, czy pacjent nie jest obrzęknięty. Gdy znajdzie się on już w szpitalu, można też zrobić rentgen klatki piersiowej, by zobaczyć, jak te płuca dokładnie wyglądają. To jest jednak promieniowanie jonizujące, może w niezbyt dużych dawkach, ale zawsze. Żeby dokładnie określić stan pacjenta, trzeba zgodnie z literaturą zrobić pełną tomografię komputerową. A to jest ciężkie do uzyskania w polskich warunkach. Dodatkowo tomografia to jeszcze więcej promieniowania. Nie ma więc metody, która pozwala stale kontrolować stan pacjenta. Zwłaszcza na późniejszym etapie rozwoju choroby – o ile na wstępie robi się jeszcze ten rentgen, to później patrzy się jedynie, ile leków moczopędnych pacjent otrzymał, a więc ile wody z niego „spuszczono”. Ale ta forma monitorowania stanu pacjenta ma dużą niedokładność.

Czytaj więcej

Radiowy czujnik serca dał mu zwycięstwo. Oto „Młody wynalazca 2024”

Ale przecież, jeśli jest to czujnik radiowy, to też wydziela on promieniowanie…

Tak, ale ono jest na częstotliwościach podobnych do telefonii komórkowej. Nie mogą być takie same, bo zaburzałyby działanie telefonów. Ale są to i tak niskoenergetyczne częstotliwości, których moc też jest bardzo niska. To zupełnie inny typ promieniowania od jonizującego, podobny do tego „elektromagnetycznego smogu”, w którym cały czas żyjemy. W obecnym świecie promieniowanie radiowe i mikrofalowe cały czas nas otacza pod różnymi postaciami: wi-fi, bluetooth, telefonia komórkowa.

Czy to urządzenie zewnętrzne, czy takie, które montuje się pacjentowi na stałe?

Na razie jest to urządzenie zewnętrzne w formie stelaża. Są to dwie anteny podłączone pod elektronikę. Pacjent staje między nadajnikiem a odbiornikiem i przepuszczamy przez niego te niskoenergetyczne fale. Patrzymy, ile promieniowania przeszło, ile się odbiło, ile zaabsorbowało. I na tej podstawie możemy określić, co jest w środku w płucach – powietrze czy płyn. Jeśli to drugie, to różnica w absorpcji promieniowania jest znacząca.

Reklama
Reklama

Czyli rozumiem, że taki zabieg przeprowadza się w placówce medycznej, nie można używać tego urządzenia w domu?

Na razie tak, ale ponieważ dostaliśmy grant od Agencji Badań Medycznych ze środków Krajowego Planu Odbudowy, pracujemy nad stworzeniem wersji mobilnej urządzenia. Czy to będzie kamizelka, czy mały stelaż, to się jeszcze okaże. Jednak pierwsza wersja była przeznaczona dla oddziałów szpitalnych i przede wszystkim POZ-ów. Chodzi też o to, by odciążyć szpitale. Żeby pacjent nie musiał do nich iść, a lekarz pierwszego kontaktu w POZ mógł takie badanie wykonać i na tej podstawie kierować do jednostki specjalistycznej typu szpital. Tę wersję dalej rozwijamy, bo POZ to podstawa systemu i bardzo by to pomogło w diagnostyce niewydolności serca. Myślimy też jednak o wersji mobilnej, do domowego użytku. Tylko jest to oczywiście bardzo, bardzo daleka droga. Musimy to urządzenie najpierw wykonać, potem zdobyć certyfikację medyczną. I o tym myślimy już na etapie projektowania, by wszystko było zgodnie z procedurami.

No właśnie, na jakim etapie jest wynalazek? Czy to prototyp, czy już w pełni działające urządzenie?

Mamy jeden prototyp, który był już wykorzystywany w szpitalu. Przebadaliśmy w ramach eksperymentu ponad 150 pacjentów i wyniki były bardzo pozytywne. Pokazały, że mamy wysoką, właściwie stuprocentową wykrywalność pacjentów ze zwiększoną ilością płynu przesiękowego w płucach. Teraz skupiamy się na tym, że w związku z przeprowadzeniem eksperymentu chcemy wprowadzić pełen pakiet poprawek. Wiemy, co poszło dobrze, a co możemy jeszcze dopracować, tak żeby już do kolejnego eksperymentu medycznego dopuścić wersję zbieżną z tym, co będziemy chcieli poddać certyfikacji. Bardzo ważne są w tym przypadku środki, które otrzymaliśmy w ramach KPO.

Czytaj więcej

Konkurs Młody Wynalazca. To korzyści, jakie przyniosą projekty

Jakie są planowane następne kroki w rozwoju wynalazku?

Wspomniane środki grantowe musimy wydać do końca marca 2026 r. To jest etap naukowo-techniczny, w którym projektujemy nadajniki i odbiorniki, zmieniamy elektronikę na podstawie naszych wcześniejszych doświadczeń. Pierwszy krok to powrót do laboratorium i przeprowadzenie ewaluacji zgodnie z wynikami eksperymentu. W drugim etapie będziemy chcieli ponowić eksperyment, by mieć dane techniczne, które będziemy mogli przedstawić w procesie certyfikacji. A kolejnym krokiem będzie sama certyfikacja, bo do tego dążymy, żeby takie urządzenie mogło się pojawić w kolejnych jednostkach medycznych. Wdrożenie jest najważniejsze.

A co, gdy środki z KPO się skończą?

Obecnie mamy fundusze na rozwój urządzenia. Natomiast w pewnym momencie, gdy dokonamy już eksperymentu medycznego, prace naukowo-inżynieryjne dobiegną końca. Ale trzeba działać dalej, a certyfikacja wyrobów medycznych jest trudna i droga. Są z nią też powiązane kwestie techniczne, jak stworzenie linii produkcyjnych albo znalezienie kogoś, kto ma już takie linie certyfikowane. Dlatego potrzebujemy dużego partnera, inwestora, który mógłby nas wspomóc. Bo projekt musi wyjść w pewnym momencie z uczelni. Na razie działamy w ramach Wydziału Fizyki i Informatyki Stosowanej Uniwersytetu Łódzkiego. Jednak po zakończeniu fazy eksperymentalnej, potrzebne będzie albo założenie spółki celowej, albo wykup naszego patentu przez inwestora. I tych możliwości dalszego rozwoju aktywnie szukamy.

W jakim stopniu w rozwijaniu projektu pomógł panu udział i zwycięstwo w konkursie „Młody wynalazca”? Czy pojawiło się większe zainteresowanie projektem?

Tak, pojawiło się zainteresowanie i są firmy, które się do nas odzywają. Wciąż jednak brakuje konkretów i wszyscy czekają na moment, gdy na urządzeniu będzie można zarobić. A jest to wyrób medyczny, więc jest to odległa perspektywa. Natomiast jeśli wszystko się uda, skala potencjalnego zarobku też jest potężna. Jestem bardzo zadowolony z obecnej sytuacji, projekt dzięki finansowaniu z Agencji Badań Medycznych rozwija się i toczymy różne rozmowy, które, mam nadzieję, zmierzają w pozytywnym kierunku. Do końca przyszłego roku chciałbym zakończyć eksperyment medyczny. Certyfikacja zajmie przynajmniej rok, więc w optymistycznym scenariuszu w 2028 lub 2029 możemy wprowadzić to urządzenie na rynek. W przypadku wyrobów medycznych proces wprowadzania urządzenia jest bardzo czasochłonny, ale to dobrze – nikt nie chce być diagnozowany sprzętem, który nie jest dokładnie sprawdzony. Chwilowo koncentruję się w pełni na części technicznej, w której wspomaga mnie wspaniały zespół liczący 21 osób, który udało się stworzyć w ramach działań projektowych na Wydziale Fizyki i Informatyki Stosowanej UŁ.

W ubiegłym roku zwyciężył pan w I edycji konkursu „Młody wynalazca” organizowanego przez „Rzeczpospolitą” wraz z Urzędem Patentowym RP. Wygraną zapewniło stworzenie urządzenia do radiowego badania płuc. Jak dokładnie ono działa?

Jest to czujnik radiowy do sprawdzania poziomu płynu w płucach. W zależności od ilości tego płynu można wykrywać niewydolność serca. Najogólniej mówiąc, jeśli ktoś ma taką niewydolność, to krew słabiej krąży przez płuca, a przez to osadza się w nich więcej tzw. płynu przesiękowego. Zaostrzenie niewydolności serca bardzo często wykrywa się więc poprzez sprawdzenie, czy nie zwiększa się ilość tego płynu w płucach. To, co jest w tym wynalazku przełomowe, to, że pozwala „sięgnąć” do tych płuc. Obecnie lekarze patrzą na zewnętrzne obrzęki, które bardzo często widać, gdy zastój – bo tak się nazywa ten stan chorobowy – postępuje. Ale one są widoczne dopiero na zaawansowanym etapie. My chcemy przeprowadzić diagnostykę już na początku i wykrywać zwiększenie ilości płynu w płucach, bo to pierwsza oznaka zastoju.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Prawo drogowe
Kiedy na skrzyżowaniu działa zasada „prawej ręki"? Sąd rozstrzygnął spór
Podatki
Nie zgłosiłeś spadku po rodzinie? Będzie szansa na uniknięcie podatku
Dobra osobiste
„Obcieram i idę dalej”. Prof. Andrzej Zoll odpowiedział Jarosławowi Kaczyńskiemu
Praca, Emerytury i renty
Co się dzieje z emeryturą po śmierci? Jakie prawa ma rodzina? ZUS wyjaśnia
Spadki i darowizny
Ile razy można zmienić testament notarialny i w jakim trybie? Zasady są jasne
Reklama
Reklama