Im bliżej głosowania w wyborach do Sejmu i Senatu oraz udziału w referendum, tym więcej informacji, jakie pojawiają się w związku z udziałem w nich. Rzecz niby kuriozalna, a dla wielu zabierających głos w Internecie zasadnicza. Tysiące osób zabierających głos w sprawie głosowania apeluje, by na głosowanie zabrać własny (sprawdzony) długopis. Zwykły, prosty, znany od lat. Wszystko po to, by oddany głos nie został przerobiony.
Powód?
W Internecie krąży filmik z jednym z polityków. Ten wykorzystując zdobycze techniki – znikający atrament, możliwość wymazania bez śladu znaku „X” przy konkretnym kandydacie i zmiany go na inny w innym miejscu lub spowodowania, że głos pozostanie nieważny – dostrzega możliwość zwycięstwa. To nie jedyne konsekwencje.
10,50 gr – tylko tyle trzeba wyłożyć, aby sfałszować wybory w jednej komisji obwodowej. Bo właśnie za niewiele ponad 10 zł można w sklepach internetowych kupić długopis wypełniony tuszem, który znika z kartki w kilka godzin po jej zapisaniu. Można więc ją potem uzupełnić „po swojemu”.
I choć większość polityków zapewnia, że takich metod nie stosuje, to jednak jest to jakaś metoda na poprawienie wyniku wyborczego.