Do polskich szkół uczęszcza obecnie 150 648 uczniów z Ukrainy. Ukraińców w wieku szkolnym jest jednak u nas więcej. W samym rejestrze obywateli tego kraju, którym nadano status cudzoziemca na podstawie specustawy, widnieje ponad 277 tys. osób urodzonych w latach 2005–2015.
Zgodnie z polskim prawem muszą chodzić do szkoły. Przepisy zezwalają im na realizację tego obowiązku w ukraińskiej szkole online, ale jest warunek: rodzice muszą to zgłosić w urzędzie gminy, w której mieszkają. Prawie nikt jednak tego nie robi. W Lublinie zgłoszono takich uczniów zaledwie 20. Dla porównania, do szkół w tym mieście chodzi 2170 obywateli Ukrainy.
W Toruniu zgłoszeń jest 36, do tamtejszych szkół chodzi zaś 1250 ukraińskich uczniów. Toruński magistrat nadał do tej pory 1900 numerów PESEL uchodźcom z Ukrainy w wieku szkolnym. Nie jest to oczywiście tożsame z liczbą ukraińskich mieszkańców Torunia, ale liczby te pokazują, jak wiele dzieci umyka szkolnym statystykom.
– W najlepszym scenariuszu uczą się online w ukraińskiej szkole. Obecnie działa ona w rytm alarmów bombowych i przerw w dostawie prądu. Wiele ukraińskich dzieci wypadło zapewne z systemu w ogóle – mówi dr Jędrzej Witkowski, prezes Fundacji Centrum Edukacji Obywatelskiej.
Czytaj więcej
Wiele dzieci uchodźców będących w Polsce uczy się z przerwami na alarmy bombowe albo wcale.
Tym, czy ukraińskie dziecko rzeczywiście się uczy, nikt się nie interesuje. – Ministerstwo nie dysponuje informacjami na temat liczby oświadczeń o nauce online. Zgodnie z prawem oświatowym to dyrektorzy publicznych szkół podstawowych kontrolują spełnianie obowiązku szkolnego przez dzieci zamieszkałe w obwodach tych szkół, a gmina kontroluje spełnianie obowiązku nauki przez młodzież – mówi Adrianna Całus-Polak, rzecznik prasowy MEiN.
Samorządy przyznają, że do tej pory nie wszczęły kontroli obowiązku szkolnego w przypadku żadnego ukraińskiego ucznia. Dyrektorzy szkół tłumaczą zaś, że nie mają do tego narzędzi, bo ukraińskie dzieci nie są najczęściej nigdzie zameldowane.
– Pozostawmy kwestie ukraińskich dzieci ich rodzicom – przekonuje Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Jednak przedstawiciele trzeciego sektora uważają, że powinniśmy wziąć za te dzieci odpowiedzialność. – Przyjechali do nas różni rodzice, także ci niewydolni wychowawczo. Część ma zespół stresu pourazowego. Nie chodzi tu nawet o lukę w edukacji dzieci, ale przede wszystkim o ich dobrostan psychiczny i fizyczny – mówi Martyna Bogaczyk, prezes Zarządu Fundacji Edukacja dla Demokracji.
– Wypadnięcie z systemu edukacji tysięcy dzieci i ich marginalizacja byłaby dramatem dla nich i poważnym problemem dla naszego społeczeństwa – przekonuje dr Witkowski.
Czytaj więcej
Dzieci uchodźców jeżdżą na kilka godzin do kraju, by spotkać się z przebywającymi tam ojcami.