Fundacja postuluje, by w miejscach, gdzie dzieci uczęszczają na zajęcia sportowe bez opieki rodziców, wprowadzić odpowiednie standardy ochrony. Zakładają one przede wszystkim obowiązek sprawdzania, czy osoby, które mają pracować z dziećmi, nie były wcześniej skazane za przestępstwa wobec małoletnich.

– Przede wszystkim trzeba sprawdzać osoby, które pracują z dziećmi. Trzeba też wprowadzić standardy reagowania na przypadki krzywdzenia dzieci, żeby każde z nich wiedziało, do kogo może się zwrócić, jeśli zachowania trenera są nieodpowiednie – mówi Maria Keller-Hamela, wiceprezeska zarządu FDDS.- – Ale też żeby rodzice wiedzieli, że takie standardy istnieją i kto odpowiada za ich przestrzeganie – dodaje.

Zwraca uwagę, że trener jest dla dziecka autorytetem, osobą bardzo dla niego ważną. A to tworzy duże ryzyko i okazje do wykorzystania tej relacji w krzywdzący sposób. To trener decyduje, kto wystąpi na danych zawodach, czy wyjedzie na atrakcyjny obóz sportowy, a to ułatwia manipulację podopiecznym, który wiąże swoją przyszłość z tym sportem, aby nie ujawniał przemocy emocjonalnej, fizycznej czy seksualnej, której doświadcza. Choć propozycja zakłada pewną swobodę w określaniu standardów w danej placówce, to pewne zasady powinny być uniwersalne.

– Trener powinien przebywać sam na sam z dzieckiem tylko w uzasadnionych przypadkach, ale w miejscu dostępnym dla innych – tłumaczy Keller-Hamela. I dodaje: – Wiele sytuacji związanych z wykorzystywaniem wiąże się np. z zamykaniem się z dzieckiem w szatni czy magazynku. Jeśli mówimy o wyjazdach, to nie może spać w tym samym pokoju co dzieci ani wchodzić do łazienki, gdy te biorą prysznic (one się wstydzą, ale nie mają często odwagi, by kazać trenerowi wyjść). Chodzi też o zakaz przekraczania granic fizycznych dziecka.

Czytaj więcej

W sądzie trudno jest udowodnić molestowanie seksualne