– Przepraszam, ale nie ma mam dziś w planie żadnego oficjalnego spotkania – tłumaczy się znajoma menedżer w jednej z firm doradczych, gdy w drodze na rozmowę z jej szefem przypadkiem spotykam ją na korytarzu biura. Co prawda jej klasyczne dżinsy i elegancka koszulowa bluzka są dla mnie całkiem na miejscu, ale po uwadze znajomej rzeczywiście uświadamiam sobie, że przed kilkoma laty taki zestaw byłby nie do pomyślenia.
Biurowy dress code, czyli kodeks ubraniowy, był ściśle przestrzegany (a czasem i bardzo precyzyjnie spisany) we wszystkich renomowanych firmach, szczególnie w branży doradczej i finansowej. Mężczyźni: granatowy albo ciemnoszary garnitur plus niebieska albo biała koszula i stonowany krawat. Kobiety: klasyczny kostium (z niezbyt krótką ani nie za długą spódnicą) lub spodniami.
Dżinsy, nawet te najbardziej klasyczne, czy sweter były w szanujących się firmach wykluczone. Tym bardziej w środku tygodnia, a nie w importowany z USA casual friday, czyli piątek na luzie, gdy garnitur i garsonki można zastąpić mniej formalnym strojem.
W wielu firmach piątkowy luz zaczyna powoli przechodzić na inne dni tygodnia, a garnitur i garsonka coraz częściej są obowiązkowe tylko na oficjalnych spotkaniach. – Stawiamy raczej na zdrowy rozsądek [link=http://kariera.pl]pracowników[/link] i dobre wychowanie niż na ścisły dress code – mówi Magdalena Najdrowska z biura prasowego BRE Banku, gdzie formalny strój biznesowy (czyli garnitur i krawat albo garsonka) obowiązuje głównie doradców i pracowników private banking.
– Ludzie cenią możliwość zachowania pewnego luzu w sposobie ubierania. To dobrze wpływa na atmosferę w pracy – twierdzi Agnieszka Przybyłek, menedżer ds. rozwoju talentów w Mars Polska, gdzie w biurze nikt nie określa firmowego kodeksu ubraniowego. –Ale mamy pragmatyczne, niepisane zasady – dodaje Agnieszka Przybyłek. Zgodnie z nimi podczas spotkań z klientami regułą są garnitury i kostiumy. Na co dzień jest dopuszczalna duża dowolność w stroju, np. dżinsy.