Takie wyjazdy nazywane są incentivami. Incentive po angielsku to podnieta, pobudzenie, zachęta, impuls. Coś, co zmusza do działania. Wyjazd sam w sobie zmusza do działania, ale i podczas wyjazdu jest się zmuszonym (zachęconym) do działania. W praktyce są to wyjazdy integracyjne i motywacyjne, czasem połączone z kongresami, naradami, szkoleniami. Firma chce nagrodzić swych pracowników (np. sprzedawców, dział marketingu) lub zintegrować. Innym razem chce przeszkolić, ale, by przeprowadzić to skutecznie i w miłej atmosferze, przenosi szkolenie poza własną siedzibę. Szuka wtedy miejsca, w którym kilkadziesiąt, a czasem więcej osób mogłoby przez dwa, trzy dni nie tylko się uczyć, ale też wspólnie odpocząć.
Na tym polegają wyjazdy zamawiane przez firmy, a organizowane przez wyspecjalizowane biura podróży. Nie są to, bo nie mogą być, zwykłe wycieczki. Taki wyjazd trzeba uszyć na miarę. Wszystko zależy od budżetu klienta i jego życzeń, a także od liczby uczestników. Zwykłe biura podróży organizują zwykły wypoczynek. A to nie to samo. Organizatorzy incentivów muszą zadbać o cały program, wypełniający uczestnikom nie tylko dzień, ale często i noc. Musi być ciekawie, musi być intensywnie, ale bez przesady, by nie zniechęcić uczestników. Mają wrócić pełni wrażeń, z naładowanymi akumulatorami, ale nie zmęczeni.
– Taka impreza ma podtrzymać dobrą markę firmy fundującej wyjazd – zauważa właściciel krakowskiego biura turystycznego mice.pl (dawniej Krakus) Karol Tomczyk. – Często zabiera na nią swoich klientów. Muszą więc wrócić zadowoleni, z dobrymi wrażeniami. My jesteśmy za to odpowiedzialni.
[srodtytul]Mniej strzelania, więcej gotowania[/srodtytul]
Kto wysyła klientów i własnych pracowników najczęściej? Duże firmy krajowe i zagraniczne działające w Polsce. Nie zdarza się, by to były instytucje liczące mniej niż stu pracowników. Najczęściej są to firmy farmaceutyczne, ubezpieczeniowe, telekomunikacyjne, budowlane, informatyczne, spożywcze, motoryzacyjne oraz banki i media.